Strona 1 z 2

Kotek ;)

: śr 09 gru, 2009
autor: LSD
Specjalnie dla Danusi i Rudej (naczelne kociary 4x4 Szczecin)
Trochę długie, ale warto !!

Czemu mnie się ciągle takie rzeczy przydarzają?
Autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na
pewnym forum, musiałam się tym podzielić. Andrzej jesteś naszym
idolem.
(Uwaga! Pisownia oryginalna bez cenzury.)

Czy ta historia może być prawdziwa?
Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej,
rasy ze schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło
gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i
trzeszczy - a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego
trzeszczenia, zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę,
kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też,
niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć terrarium i
zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu.
Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w
celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie,
wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to
zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem
małżonki nie nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania
łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie
kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi
i może spokojnie pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te
cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała,
że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie
nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem,
moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od
jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma
małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona
ma już w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i
otwiera, żeby kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem
kot skacze na klamkę, ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na
niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to
w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał - a wtedy
wiadomo - wąż.

Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam,
wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak
wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce.
Idziemy razem - ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona
będzie za trzy dni - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez
okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na
parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył
dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel
jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla.
Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No
ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki
mały kot jest #$%^&*#!! za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę
tylko pizdut - oż #$%^&*#!!, no to nie mogło mi się zdawać - coś
ciężkiego poszło w pion. #$%^&*#!!, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali mi się przed oczami. Kot #$%^&*#!! popłynął wprost w odmęty
prawego dopływu królowej polskich rzek.

Lecę #$%^&*#!! na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do
schroniska, zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś
małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni,
może się nie połapie. Ale sisiorek, najpierw do piwnicy - zbiegam po
schodach, słucham - coś drapie w rurze, pion, kawałek płaskiej rury -
miauczy - jest, #$%^&*#!!, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej.
Nawet jak teraz zdechnie to sisiorek, przynajmniej będę miał jego
truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko
nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że
kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje.

Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam.
Kici, kici! Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten #$%^&*#!! głąb
zamiast przyjść do mnie to #$%^&*#!! chce iść tam skąd przyszedł, czyli
do góry w pion. Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie
kilkanaście centymetrów i zjazd w dół. No zamieszło w głowie i mnie, że tu
stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem,
błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni chuja, uparł się i nic
tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę,
grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire - ogień
zwalczaj ogniem.

Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na
podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z
buta na górę do kibla - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do
piwnicy. Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało.
Wbiegam do piwnicy i #$%^&*#!! koniec świata. Nie ma moich deszczułek -
no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w sisiorek i kota też
nie słychać już. Ja pierdolę. #$%^&*#!!, gdzie ta rura teraz idzie - coś
mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów -
może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po
drodze.

Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego
domu. Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co
chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to
podważyć. Ni cholery - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo.
Myśl! Auto stoi na ulicy - mam pas do holowania, może uda się to
szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż zakurzyło. Po jaką cholerę
takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera, ale złażę tam -
ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu.
Latarka. #$%^&*#!!, mam w aucie, chujowa, ale może starczy. Włażę po raz
drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i
jest, oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici,
kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno,
śmierdzi, a na dodatek ktoś mi zwali tę pokrywę na łeb i moje
problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po
złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł
głębiej. Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie
wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury,
ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w pizdu.
Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie
wpierdolił, bo na ulicy ciemno. Sąsiad, #$%^&*#!!, ciekawski, widziałem
żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść
wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz sisiorek złamany stoi i się
dopytuje. Co mam mu #$%^&*#!! powiedzieć? Że przepycham kotem
kanalizację? Idźżesz w sisiorek, pacanie.
Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też
wszystkie otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie
ścieki się wracają i wybijają w domach - a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą.
Niech ma za swoje.

Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam
wszystko gotowe, więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i
napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się
zmieni i wyjdzie dobrowolnie. #$%^&*#!!, drugi sąsiad przyszedł - po
pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się
przepowiedni działa - #$%^&*#!!, ludzie to są barany. Idę do domu, obie
wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z
dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja, to go musi wygonić albo utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej
nie wylało z kąpielą. #$%^&*#!! mać, urwało się wszystko w pizdu i
popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry,
sznurki - w sisiorek - jak się to gdzieś przytka, to będę miał
przejebane. Znowu do domu po drugi pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten
pierdolony dekiel. Wchodzę - a ten skurwiel kot tarza się w sypialni
po łóżku. No ja pierdolę! Jak on #$%^&*#!! wyszedł, którędy? Ano #$%^&*#!!
wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja #$%^&*#!! stoję i marznę
a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebię. Przerobię na
pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. #$%^&*#!! mać. Przynajmniej
kuleje.

Straty: zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien,
zajebana piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody
poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z
reklamą firmy - poszedł w sisiorek, latarka - w sisiorek, pogrzebacz w sisiorek.
Afera na ulicy jak sisiorek.

: czw 10 gru, 2009
autor: Kora
no bardzo dziękuję, rewelacyjna historyjka :lol:
uśmiałam się jak norka :509:

: czw 10 gru, 2009
autor: LSD
Danka też rechotała czytając to ;)

: czw 10 gru, 2009
autor: konger
Dobre, dobre...

Coś w stylu jak zaaplikować kotu tabletkę lub jak kotem wyczyścić kibel :lol: :lol: :lol:

: czw 10 gru, 2009
autor: Tamlin
Dzięki za przypomnienie gdzie mam studzienki od kanalizy.

Jakoś tak mi do głowy przyszło. :622:

: czw 10 gru, 2009
autor: wibrys
Super! :lol:

: pt 11 gru, 2009
autor: Kora
na szczęście nasze koty to za duże są,aby je spłukać do kanalizacji, zwłaszcza Rysiek..utknie i nie popłynie nigdzie :mrgreen:

: sob 27 lut, 2010
autor: Tanto

: sob 27 lut, 2010
autor: Diabeł
Ten kot niewiedzial poprostu czy to charczaca kupa czy ki ch*j ??

: pn 01 mar, 2010
autor: Tanto

: czw 25 mar, 2010
autor: Tanto

: czw 25 mar, 2010
autor: Tanto
i jeszcze coś z kociej serii ...bardzo życiowe ;-) (oglądać z włączonymi głośnikami)
http://www.youtube.com/watch?v=pBXxbsOoFr4&NR=1

: pt 03 lut, 2012
autor: Kora

: pn 06 lut, 2012
autor: nemur
Kora pisze:na szczęście nasze koty to za duże są,aby je spłukać do kanalizacji, zwłaszcza Rysiek..utknie i nie popłynie nigdzie :mrgreen:


a Patrolina :690: :690: :690:

: pn 06 lut, 2012
autor: Benes
dobre :676:

: pn 06 lut, 2012
autor: Kora
nemur pisze:
Kora pisze:na szczęście nasze koty to za duże są,aby je spłukać do kanalizacji, zwłaszcza Rysiek..utknie i nie popłynie nigdzie :mrgreen:


a Patrolina :690: :690: :690:



a to nowy nabytek, jeszcze by się zmieściła :688:

: sob 09 lut, 2013
autor: Tanto
milusie kiciusie (materiał tylko dla twardzieli :668: )
http://www.youtube.com/watch?v=P5-fuDC1zAM

: wt 12 lut, 2013
autor: Kora
^
Przecież to od razu widać, że dwóch facetów bije się o terytorium... :676:

Re: Kotek ;)

: pn 04 mar, 2019
autor: Adamek1
ale się uśmiałem :D

Re: Kotek ;)

: wt 07 maja, 2019
autor: waldekryba
Ciekawe kogo chciał tym krzesłem utłuc .

https://video.wp.pl/i,kot-kontra-burmis ... &_ticrsn=3