wyprawa do Azii - relacja

Organizujesz imprezę, szukasz pilota lub drugiego samochodu dla towarzystwa, itp
Awatar użytkownika
qsma
Weteran bezdrozy
Posty: 3018
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin
Kontaktowanie:

Postautor: qsma » pn 03 gru, 2012

coś mnie doszły słuchy ze Katarina znowu zacznie pisać :690:
patrol GRRRRRRR 4,2 +35 BFG MT

http://www.martechszczecin.pl

Awatar użytkownika
LSD
4X4 Szczecin
Posty: 2528
Rejestracja: sob 17 mar, 2007
Lokalizacja: Dobra

Postautor: LSD » pn 03 gru, 2012

No czas najwyższy. Mieliście taką małą 24 miesięczną przerwę :)

Darek...
ADMINISTRATOR
Posty: 3910
Rejestracja: ndz 11 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: Darek... » wt 04 gru, 2012

qsma pisze:coś mnie doszły słuchy ze Katarina znowu zacznie pisać :690:


już myślałem ,że byliście drugi raz :690:
Honker 2324

Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » śr 05 gru, 2012

No dobrze, słowo się rzekło, to macie czytadło na zimowe wieczory :676:
Fanów obrazków ostrzegam, że będzie ich nie za dużo, bo po 2 miesiącach mieliśmy już robienia fotek kolejnym najpiękniejszejszym widokom na ziemi. Nasze własne gęby zaś to już nam obrzydły do przesady.

20 września 2008

Rano miejsce naszego noclegu okazało się być jeszcze ładniejsze. Zapisaliśmy je sobie nawet w GPS-ie i podalibyśmy namiary, jednakowoż jakiś czas temu udało nam się owo urządzenie zagubić, więc z informacji turystycznych nici.
Po kontemplacji uroczych widoków zjedliśmy sobie śniadanie i zaczęliśmy szykować się do drogi. Postanowiliśmy obdarować Essego koszulką i czapeczką BFG. Bardzo się ucieszył z prezentu. Paweł, rozochocony dobrym początkiem dnia postanowił trochę się powygłupiać, zanim żaglowozom udało się złapać wiatr w żagle.
Czasu na wygłupy było sporo, bo ciągle były problemy ze startem i dopiero koło południa żaglonautom zaczęły jako tako sprzyjać warunki. Wiatr był leciutki, ale jednak pojazdy jakoś się poruszały.
No to niech one suną sobie po stepie, lawirują gdzieś między Gazem, niech podążają za Patrolem, którego załoga wypatrywała przeszkód, a ja tymczasem zrobię tutaj mały traktacik o mongolskiej kuchni, którą osobiście bardzo lubię.
Kuchnia ta jest oparta głównie na mięsie i nabiale. I tutaj poczynię sobie drobną uwagę, a co mi tam. Zjechaliśmy sporo tych kilometrów, w końcu zabrakło nam jakiegokolwiek żarcia zabranego z Polski i żyliśmy przez ponad pół wyprawy na produktach tubylczych. Nasze ostatnie porządne (czytajcie takie, co to zapewniały nam zróżnicowaną dietę) zakupy wypadły nam w Usti-Kamieniogorsku w Kazachstanie. Później, w Mongolii, z zaopatrzeniem bywało różnie. Zdarzało się, że przez kilka dni nie zajeżdżaliśmy do jakiejkolwiek bądź cywilizacji i z zaopatrzeniem w mięsko było krucho. I wierzcie mi, że wyżyć bez mięska na wyprawie to jest absolutne nieszczęście. No owszem, niechętnie przyznaję, da się, ale morale upada straszliwie nisko i zreanimować je może tylko dobra padlinka, albo w ostateczności minimum pół literka procentów. Wyjazdowy wegetarianizm uważam za kaprys i niepotrzebne wystawianie organizmu na szwank, takie jest moje zdanie i już. Koniec drobnej uwagi.
A więc mięsko. Spożywa się je głównie w postaci barana. Baranina tam jest inna niż u nas, tłustsza, no bo te barany ichnie w końcu jedzą sobie normalne chabazie z pastwiska, a nie gotowe mieszanki paszowe. Poza tym no jakby to.... po prostu mięsko zalatuje stepem i o to chodzi.
Najczęściej jedliśmy baraninkę z jakimś ciastowym dodatkiem. A więc był to na przykład tsuivan, czyli makaron z kawałkami barana i rozmaitymi dodatkami.
Obrazek Zdjęcie nie jest nasze, pochodzi ze strony: http://www.flickr.com/photos/felibrilu/4139513903/
Przeważnie była to marchewka, rzadko kiedy cebulka, a już rarytasem absolutnym były kawałeczki ziemniaka, na które napatoczyliśmy się tylko raz. Po drugie mogą być i budze. Budze to jest absolutne cudo, pierożki z mięskiem baranim gotowane na parze.
Obrazek Zdjęcie nie jest nasze, pochodzi ze strony: http://hazarainmongolia.wordpress.com/tag/buuz/ znjdziecie tam też fotkę chuszurów.
Zapytajcie Qśmy, a zaśpiewa wam na ten temat cała odę.
Te pierożki występują też w formie smażonej i wtedy nazywają się chuszurami. Lepsze są te na parze, ale dobre chuszury też są niczego sobie.
W charakterze przegryzek występują suszone serki. Oczywiście są z mleka owczego, koziego, bardzo rzadko z krowiego. Suszy się je na słonku na przykład na masce UAZ-a, względnie daszku jurty. Są później tak twarde, że do ich konsumpcji potrzeba nie lada zębów. Zresztą ciekawostką jest to, że wszyscy Mongołowie mają zdrowe, przepięknie białe, równiutkie zęby. Im głębszy step tym zęby lepsze. Uznaliśmy, że na stan ich uzębienia ani chybi wpływają te serki, no bo przecież gdzie oni Colgate w interiorze znajdą.
Za słodkości robią arul i borcog. Arul to suszony twarożek, mniej twardy niż serki, za to równie pyszny.
Obrazek Zdjęcie nie jest nasze, pochodzi ze storny: http://www.narratives.co.uk/Details.asp ... ments=True
Mongołowie namiętnie nas tym specjałem obdarowywali, ku mojej nieskrywanej radości. Borcog to takie ciastka, też dobrze na przegryzkę w trasie.
W kwestii owoców w sklepach występowały tylko jabłuszka, malutkie, ale także bardzo smaczne.
Oczywiście niedobory zaopatrzeniowe występowały tylko w stepie, w Ułan Bator można było dostać wszystko.
No to czas oderwać się od tego jedzenia. Żaglowozom wiatr zaczął w końcu na tyle sprzyjać, że posuwaliśmy się w zupełnie przyzwoitym tempie, jak jeszcze nigdy dotąd. Po drodze spotkaliśmy się z Hubertem Kiersnowskim, konstruktorem żaglowozów, który jednak w pierwszej wyprawie 30 lat wcześniej nie mógł uczestniczyć. Teraz mógł to nadrobić, przyjechał do Mongolii wraz z synem i odnalazł nas na trasie.
Po miłym powitaniu ruszyliśmy dalej, po drodze zażerając się arulem. Wracając do kwestii gastrycznych tego dnia w naszym notatniku zostało zapisane „...Pawłowi strasznie dziś szły bąbelki, o czym piszę na jego prośbę”. Mianem bąbelków Esse określał bąki, a czemu Qśma tak dobitnie domagał się utrwalenia tego wydarzenia to ja już naprawdę nie wiem...
Tego dnia przejechaliśmy w sumie 70 km i stanęliśmy na nocleg kilometr od wsi Tseel.

Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » śr 05 gru, 2012

21 września 2008

Tego dnia przybyły do naszej ekipy dwie nowe osoby – Damian i Łukasz. Mieli trudności ze znalezieniem nas, więc jak już w końcu się spotkaliśmy, to Paweł pojechał z nimi do Tseel po ich rzeczy i przy okazji nakarmił Bizunka. Reszta towarzystwa tymczasem nakarmiła siebie.
Następnie część ekipy zabrała się do naprawy Gobi 3, które wymagało lekkiego serwisu po wczorajszym rajdzie po sairach.
Obrazek
Obrazek
Nie pamiętam czy już o tym pisałam, ale sairy to są wyschnięte koryta rzek okresowych. Niebezpieczne zarówno dla żaglowozów jak i samochodów.
Obrazek
W końcu Paweł wrócił, a żaglowozy jeszcze był naprawiane. Damian z Łukaszem przywieźli wódkę, więc część ekipy zaczęła sobie ją rozpracowywać. Mój chłop, bynajmniej nie abstynent brał w tym aktywny udział,wprawił się w stan wysoce rozrywkowy i postanowił przewieźć Łukasza na masce Patrola. Efekty tego pomysłu nie kazały na siebie długo czekać. W Pawle obudził się Kubica, niepomny tego, że zamiast równego toru F1 ma pod kołami zwodniczy step i już po chwili Bizun przykurzył mostem w wielgachny kamulec, a chwilę później poleciała wycieraczka urwana przez spadającego Łukasza. Kluczowym momentem była wspaniała awantura jaką urządziłam Pawłowi za to, że spóźniliśmy się do banku w Tseel. I nic mi nie przeszkadzało to, że na godzinie otwarcia banku mogłam się powiesić, bo i tak była niedziela...
W Tseel zrobiliśmy zakupy, zahaczając o zaledwie 2 sklepy. Gobi 3 i Gaz zostały jeszcze we wsi, ze względu na konieczność dokonania paru napraw, natomiast my opuściliśmy wieś i ruszyliśmy na południe, dokąd wcześniej udała się reszta ekipy, czyli Gobi 2, UAZ Kiersnowskich i Tomka Buggy. Co prawda odnalezienie ich gdzieś w stepie, przy braku kontaktu telefonicznego mogło przysporzyć trudności, ale towarzyszył nam Esse, który w razie czego umiał rozpytać mijanych tubylców co i jak, więc byliśmy pełni optymizmu.
No pełni jak pełni, Paweł chciał chyba tego dnia wystawić moją cierpliwość na próbę...
Dalej jeszcze odczuwał w sobie resztki kubicowego temperamentu i jechał po tych sairach jak gdyby to była pierwszorzędna niemiecka autostrada. Tymczasem tego dnia teren był potwornie ciężki, dodatkowo zgubiliśmy drogę i jedynym naszym punktem odniesienia była ścieżka wydeptana przez zwierzęta. No i co tu dużo mówić, jak przy którymś kolejnym korycie rzecznym zaryłam kolanem o schowek, a głową o podsufitkę to zdaje się, że Esse poznał całą malowniczą gamę polskich słów nienadających się do druku. Na szczęście do gustu tego dnia przypadły mu tylko dwa wyrażenia, mianowicie „dziura” i „zajebiście…
Mimo tych czarownych perypetii na dwie godziny przed zachodem słońca odnaleźliśmy się z Gobi 2, buggiem i UAZem Kiersnowskich. Gorsze było to, że nie było z nimi Gobi 3 i GAZa, co oznaczało, że Tomek, Esse i trójka zagranicznych żaglonautów zostało zupełnie bez żadnych gratów. Kiersnowscy sami przyjechali na kilka dni, więc mieli bardzo mało rzeczy i praktycznie żadnych zapasów. Nie było zasięgu i generalnie sytuacja prezentowała się dość kiepsko, bo jeszcze na domiar złego przyszło spore ochłodzenie.
Co było robić, trzeba sobie było jakoś dać radę. Słońce jeszcze nie zaszło, więc wszyscy się rozeszliśmy i zaczęliśmy szukać wyschniętych gówienek w okolicy. Nazbieraliśmy tego sporo i już po parunastu minutach Esse rozpalił nam wspaniałe ognisko. Ja wyciągnęłam z naszej skrzynki z jedzeniem zapasy na czarną godzinę. Mieliśmy więc chleb, margarynę, pasztety, tuńczyka, śledzia w sosie pomidorowym, po chwili byłą także ciepła herbata. Morale się znacznie poprawiło, mimo, że temperatura spadła poniżej 0°C.
Przygotowaliśmy też nasz awaryjny namiocik, maty na szybę zamiast karimat oraz śpiwory.
Pożyczyliśmy też naszym znajomym wszystkie wolne ciepłe ciuchy jakie mieliśmy.
Mogliśmy spokojnie przystąpić do kolacji. Nasze zapasy szybciutko uległy wyczerpaniu, na szczęście wystarczyło ich na tyle, żeby nikt się już nie czuł głodny.
Esse co chwila wychodził na poszukiwanie nowego opału i robił tak dopóki nie wyzbierał wszystkich gówienek w promieniu pół kilometra. Gdy wracał z nową porcją opału, śpiewał nam mongolskie pieśni.
Nas wydarzenia, jak i talent Essego również nastroiły twórczo, efektem czego pozostała taka oto pieśń bojowo-harcersko-gobijska:
Płonie gówienko w stepie
Wiatr smętną piosnkę niesie
Przy ogniu zaś drużyna
Wyżerkę rozpoczyna…
Tak nam mijał wieczór w bardzo miłej atmosferze. GAZ dotarł do nas dopiero około 23.00 i wcale nie przyniósł poprawy sytuacji, bo okazało się, że załoga Gobi 3 wiedząc, że naprawa się przeciągnie, dała brakujące rzeczy Damianowi, który miał je nam przekazać. Niestety rozminął się z nami, nie było jak się skontaktować i tak to się wszystko niefartownie skończyło. Ksenia obdzieliła wszystkich kocami i ciepłymi ciuchami, część osób poszła kimać do naszego awaryjnego namiociku, część na dachu GAZ-a. My poszliśmy do naszego namiociku na piętrze. To była jedna z najzimniejszych nocy w czasie naszego wyjazdu…
Ostatnio zmieniony wt 11 gru, 2012 przez fruzia, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
qsma
Weteran bezdrozy
Posty: 3018
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin
Kontaktowanie:

Postautor: qsma » śr 05 gru, 2012

z tymi bąbelkami to było tak:
jak wiecie wszystkie kontakty z innostrańcami zawsze skutkują tym ze uczymy ich najpopularniejszych polskich słów. a oni je w lot łapią :688: i tak miedzy innymi -qr.a , spierdal,j potem kocham cie i cycki . i tak dalej wesoło jest bo oni nas też uczą i wszyscy się mocno hahamy. kiedyś jak mi się włączył hołek i po stepie sobie troche pocisnołem Esse zapytał jak się nazywa po polsku "farting". mówiąc podrzuciło mnie na wyboju i z bąka wyszły bą...belki. Lotny Mongoł zapamiętał i wesoło wszystkim chwalił się nowym polskim słowem wypowiadanym z potężnym akcentem zagranicznika :690:

PS 2 trzeba powiedzieć ze budze są dlatego takie pyszne bo w środku z mięsa i ziół stepowych (w każdym rejonie inne zioła ze stepu zbierają) w połączeniu z nielicznymi warzywami i przyprawami powstaje w czasie parowania sosik. i ten sosik jest kwintesensją smaku. :701:
patrol GRRRRRRR 4,2 +35 BFG MT



http://www.martechszczecin.pl

Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » śr 05 gru, 2012


Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » wt 11 gru, 2012

22 września 2008

Jak poprzednio wspominałam było zimno. Spaliśmy w ciuchach, pod kołdrą, przytuleni, Qśma był nasmarowany jak ruski czołg przed natarciem, a i tak dzwoniliśmy zębami z zimna.
Tego dnia dyżurowałam w kuchni, więc poszłam pomóc Kseni w śniadaniu. Paweł w międzyczasie sprawdzał samochód. Po śniadaniu wyjawił mi, że mamy problem. Urwał się wahacz i gniazdo sprężyny. Oczywiście był to efekt wczorajszej fantazji mojego towarzysza, który sobie wymyślił Baja Mongolia. Czy muszę dodawać, że udało mu się zarobić trzecią awanturę w ciągu 24 godzin?
Cóż, awantura, nawet najbardziej ognista, samochodu nie naprawi, więc musieliśmy spakować baniaki na wodę i śmieci i razem z Esse zabraliśmy się w drogę do Tseel.
Obrazek
Serdecznie nam już obrzydła ta wiocha. Nie mieliśmy jednak spawarki, co sprawiało, że obrzydliwa wiocha była najbardziej upragnionym miejscem na ziemi.
Droga przebiegała bez większych problemów, tylko przykro było słuchać jęczącego podwozia.
Po dotarciu do Tseel najpierw pozbyliśmy się śmieci. Następnie spotkaliśmy się z Damianem, dzięki czemu odzyskaliśmy brakujące rzeczy naszych znajomych. Później zabraliśmy się do poprawiania własnego morale, czyli weszliśmy do guanzu i zjedliśmy budze popijając je sutej czajem. Wreszcie byliśmy gotowi na wycieczkę do warsztatu. Tam dowiedzieliśmy się, że musimy godzinę poczekać – mechanik był nie w formie i musiał zażyć leki. Esse poszedł do wsi doładować telefon, a my się zdrzemnęliśmy.
Godzinę później siedzieliśmy już na jednym z podwórek.
Obrazek
Obrazek
Narzędzia, w tym spawarka, mieszały się ze stertami gówna opałowego.
Obrazek
Z prawej była wytworna budka z odrapanych desek, z której co jakiś czas roztaczał się aromat, nie pozostawiający złudzeń co do przeznaczenia obiektu.
Spawarka działała na agregat. Agregat wyglądał tak, że tylko się zastanawiałam, w którym momencie się rozleci. Mechanik miał fantastyczną maskę spawalniczą, stworzoną z ciekawie pozszywanej szmaty, a także bardzo oryginalne okularki w charakterze ochrony na oczy.
Obrazek
Dodatkowo wkoło pałętało się mnóstwo dzieci, które z wielkim zainteresowaniem obserwowały Pawła wymontowującego wahacz. Z równym zainteresowaniem przypatrywałam się im ja. Siedziałam sobie na samym środku podwórka, na piasku i z racji tego, że chwilowo przy serwisie byłam niepotrzebna, z zapałem uzupełniałam zapiski w dzienniku. Dotyczyły sprawy, która z jakichś niewyjaśnionych przyczyn dotarła do mnie właśnie wtedy, właśnie tam. Po dwóch miesiącach w trasie siedziałam sobie na zakurzonym podwórku, sama wcale nie mniej zakurzona, w utytłanych ciuchach i z nieumytymi od Ulaangom kudłami. Zapewne też nie pachniałam zbyt pięknie, chociaż gwarantuję Wam, że w tak suchym klimacie człowiek naprawdę mało śmierdzi, nawet jak jest brudny jak nieszczęście. Gorzej jest w klimacie wilgotnej Syberii, tam człowiek sam ze sobą nie jest w stanie wytrzymać zaledwie po pół dnia. Wracając do mnie, siedziałam sobie i patrzyłam na swojego chłopa, uwalonego w smarze, popatrzyłam sobie na mechanika w szmatce i dziwnych okularkach, na te sterty gówien, sztachnęłam się wszędobylskim zapaszkiem kurzu i zastanowiłam się co ja do ciężkiej cholery tutaj właściwie robię. I w tej samej chwili stanowczo stwierdziłam, że za bardzo mi to nie przeszkadza, bo i tak nie chciałabym w tym momencie być gdziekolwiek indziej. Znaczy przypadło mi do gustu życie nomada.
W międzyczasie moich epokowych odkryć Bizunek został naprawiony i zostaliśmy zaproszeni do jurty mechanika. Przynieśliśmy ze sobą węgiel i rozpałkę, a także aspirynę, bo okazało się, że nasz gospodarz jest zwyczajnie przeziębiony.
W związku z tym w jurcie było bardzo gorąco. Poczęstowano nas herbatą z solą i borcogiem. Na drogę też dostaliśmy poczęstunek – pyszny arul.
Te wszystkie sprawy oczywiście nie trwały tak szybko, jak opowieść o nich, więc po wizycie w jurcie zostało nam niewiele czasu do zachodu słońca. Nie było czasu szukać jakiegoś specjalnego miejsca na nocleg, więc stanęliśmy kilometr od wiochy. Wykwintną kolację stanowiła chińska zupka i konserwy rybne, sztuk dwie.

Danka
4X4 Szczecin
Posty: 1075
Rejestracja: ndz 20 mar, 2011
Lokalizacja: POZNAŃ

Postautor: Danka » śr 12 gru, 2012

Lubie to;-P

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10021
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Postautor: prezes » śr 12 gru, 2012

Klimaty jak u Koperskiego na Syberii.
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
LSD
4X4 Szczecin
Posty: 2528
Rejestracja: sob 17 mar, 2007
Lokalizacja: Dobra

Postautor: LSD » śr 09 sty, 2013

No i.......

Darek...
ADMINISTRATOR
Posty: 3910
Rejestracja: ndz 11 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: Darek... » czw 10 sty, 2013

co to za serial , co pojawia się i znika :681: :690:

Do pracy PANI KASIU :683:
Honker 2324

Benes
ADMINISTRATOR
Posty: 5098
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: 4x4 Szczecin

Postautor: Benes » pt 11 sty, 2013

a tam marudzicie skończył się 4 sezon i trzeba czekać na dalsze odcinki ;)
Życie może być pełne przygód lub zupełnie nudne…
http://www.moto-panamericana.pl/
Masz niskie ciśnienie... ja Ci je podniosę :-)

Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » wt 15 sty, 2013

Sorry, wczoraj wylądowałam w chacie po 21 i możecie mi wierzyć, że wyprana byłam nie tylko z weny twórczej, ale i sił w ogóle. Wieczorem postaram się cosik sklecić :688:

Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » wt 15 sty, 2013

Obiecałam, to macie :676: Proszę się nie czepiać, że fotek nie za dużo, sami sobie pojedźcie w taką siną dal, to się przekonacie, że po 2 miesiącu człowiek mógłby się przesiąść na aparat analogowy - żeby strzelić fotę musi się trafić coś naprawdę urzekającego, albo po prostu wartego uwiecznienia.


23 września 2008

Na szczęście noc była cieplejsza niż poprzednia i jakoś się ją dało bez trudu wytrzymać. W charakterze pokrzepiającego śniadanka wystąpił pumpernikiel z pasztetem i herbata na rozgrzanie. Po śniadanku po raz trzeci trafiliśmy do Tseel. Naprawdę już nie mieliśmy siły do tej wiochy…
Po szybkim ogarnięciu paliwa, zapasu wody i zakupach mogliśmy już udać się na poszukiwania reszty ekipy. GAZ z Bairą, Irkiem i Piotrem wyjechał nam na spotkanie.
Obrazek
Ponieważ Bizun nie był w stanie pomieścić ilości wody wystarczających na cała ekipę, to postanowiliśmy wszyscy razem udać się nad rzeczkę i nabrać więcej wody do GAZ-a.
Obrazek
Spotkaliśmy tam stadko wielbładów, które się uprzejmie pozwoliły sfotografować.
Obrazek
Później pojechaliśmy do pozostałej części ekipy. Tam były lekkie kłopoty ze startem, które udało się po półtorej godzinie ogarnąć.
Obrazek
Esse opuścił naszego Bizunka, a za to dosiadł się do nas Piotr.
Nie wiem czy już pisałam o Piotrze, trudno, najwyżej poczytacie sobie jeszcze raz. Piotr to zapalony fotograf. Zdjęcia robić lubi i umie. Możecie sobie to sprawdzić na http://www.warsztaty-fotograficzne.com/
Obrazek
Piotr na co dzień żyje we wsi o uroczej nazwie Buda Ruska i kontempluje uroki Czarnej Hańczy. W dobie ajfonów i mejli pisze tradycyjne listy (to są drogie dzieci takie rzeczy pisane na papierze odręcznie!), a w międzyczasie zajada się słoikami z Nutellą i ciasteczkami. Nawet nadaliśmy mu przezwisko „Cookiem monster”. Jak nam ustawił naszą fotoidiotkę zakupioną w Chinach to zaczęła takie foty trzepać, że sami się poczuliśmy prawie jak jacyś guru fotografii.
Wracając do tematu, wiatr tego dnia był mizerny, na początku jeszcze coś tam powiało, ale później spędziliśmy dzionek na holowaniu Tomka na bagu, a reszty ekipy na żaglowozach.
Obrazek
W efekcie dystans tego dnia wyniósł oszałamiające 10 km.
Zatrzymaliśmy się przy jurcie leżącej niopodal słonego jeziora. Oczywiście nie wytrzymaliśmy i kiedy reszta ekipy rozgaszczała się w jurcie, to my z Piotrkiem i Tomkiem oglądaliśmy solne cuda. Były tam takie poletka, z których pozyskiwano sól. Rewelacja!
Z niechęcią odeszliśmy stamtąd dopiero kiedy zrobiło się ciemno absolutnie. Wróciliśmy do jurty, gdzie Esse z Bairą przygotowywali posiłek. Oczywiście były i śpiewy, a ponadto o mało co nie popełniliśmy potężnego faux pas. Naszą gospodynią była młoda Mongołka w zaawansowanej ciąży, z 2-letnim dzieciątkiem u boku. Mąż był gdzie w stepie na polowaniu. Musicie wiedzieć, że Mongołowie bardzo specyficznie wychowują dzieci. Do trzeciego roku życia dziecko wychowywane jest bezpłciowo. I tak w jurcie naszym oczom ukazała się prześliczna dziewczynka. Chcieliśmy już wyrazić swój zachwyt w słowach „jaką śliczną masz córkę”, zaczęliśmy już gęby otwierać, na szczęście kobieta akurat zaczęła dzieciaka przebierać i naszym oczom w odpowiednim miejscu ukazał się penis. Znaczy się, był to synek nie córka. Dopiero po trzecim roku życia dziecko zaczyna się ubierać i wychowywać adekwatnie do płci. Znacznie wcześniej sadza się je na koniu, co sprawia, że wszyscy Mongołowie są świetnymi jeźdźcami.
W końcu Baira i Esse zakończyli pichcenie i zabraliśmy się do szamania pysznej zupy.
Po posiłku zawinęliśmy się z Piotrkiem, bo ktoś musiał czuwać przy żaglowozach. Poza tym, woleliśmy spać na świeżym powietrzu. Rozpaliliśmy sobie ognisko z drzewa Sachsa. Drzewko to pachnie po prostu obłędnie, niestety wytwarza potwornie gryzący dym. Jednak ognisko w stepie ma taki urok, że mimo to było absolutnie cudownie, płonął ogień, gwiazdy świeciły jak głupie, wiatr niósł w naszą stronę zapach stepu, zdaje się, że nawet zaczęliśmy nucić jakieś stosowne pieśni w stylu „Deszcze niespokojne potargały sad”. Po ognisku, bardzo szczęśliwy poszliśmy spać.

Awatar użytkownika
qsma
Weteran bezdrozy
Posty: 3018
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin
Kontaktowanie:

Postautor: qsma » śr 16 sty, 2013

kilka zdjęć które Kasia pominęła

Obrazek

czasem piasek się nie dawał rozjechać


Obrazek


widok z wieczora w pobliżu solanek

Obrazek

w jurcie bez myśliwego ;-)

Obrazek

bez myśliwego 2, Bajra robi makaron

Obrazek

widok jaki obudził nas z rana po ognisku w stepie i gwieździstej nocy

Obrazek

a tu obraz o którym przeczytacie w next odcinku - widok z rana 1

Obrazek
patrol GRRRRRRR 4,2 +35 BFG MT



http://www.martechszczecin.pl

Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » pn 21 sty, 2013

Się mnie tu jakiś chochliQ wdarł i zaburzył święty porządek wstawiania zdjęć :683:

24 września 2008

Jak ktoś liczy na jakieś rewelacje to się grubo przeliczył, w tym dniu działo się równie wiele co w polskim filmie. Za to powstało parę ciekawych zdjątek. Zdjątka czynił Piotrek, więc są naprawdę ładne.
Dzień się zaczął dla nas leniwie, dla Piotrka pracowicie. Poranek w stepie był przepiękny i aż się prosił o zdjęcia.
Piotr zaczął od zdjęć drzewek Sachsau, tych w których drewienka zrobiliśmy poprzedniego dnia ognisko. Foty nie wstawię, bo już jest, to jest ta ostatnia fota co ją chochliQ wrzucił. Drzewka robiły naprawdę miłe wrażenie na tych jałowych przestrzeniach.
Później Piotrek upodobał sobie solniska. Z miliarda pięciuset zdjęć, które pstryknął zaprezentujemy kilka najfajniejszych.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Z tych solnisk pozyskuje się oczywiście sól i podobno Japończycy świrują na jej punkcie. Także żebyście nie mieli wątpliwości co do tego, że afera z solą drogową jest prawdziwa - po solniskach oczywiście jeździć się nie dało, ale tuż obok już oczywiście tak i wiódł tamtędy uczęszczany szlak między wiochami!
Po sesji fotograficznej zajechaliśmy do jurty, spożyliśmy skromne śniadanko i już byliśmy gotowi do drogi. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o wodę, której nigdy nie było zbyt wiele,
Obrazek
po czym pokulaliśmy się dalej. Słabo wiało, więc buggy i żaglowozy jechały w większości na sznurku. Po drodze pożarliśmy słoik czekolady, Piotrek pstryknął parę fotek, generalnie naprawdę było bardzo leniwie.
Obrazek
Stepowo
Obrazek
Ta pierwszym planie moje prześliczne już ze 2 tygodnie niemyte włosy. Nawet nie siliłam się na to, żeby je czesać.
Obrazek
Kolumnę mieliśmy nawet zwartą
Obrazek
Było też wypatrywanie dalszej drogi i narady bojowe.
Gdzieś w międzyczasie zatrzymaliśmy się i Anka nawiązała łączność z Polską. Bardzo zabawnie to wyglądało, nowoczesna technika w samym środku stepu. Normalnie Jamesa Bonda można byłoby kręcić.
Obrazek
Póniej ujechaliśmy jeszcze jakiś kawałeczek, jak się w sumie okazało nawet sporo przejechaliśmy, bo aż 83 km. Dojechaliśmy do wsi Bajantooroi, w której mieszkał jakiś kumpel Essego. Zjedliśmy u niego tsuivana, spiliśmy międzynarodowe toasty jakąś potwornie mocną wódką, którą bym podejrzewała o bycie lekko rozcieńczonym spirytusem, po czym poszliśmy spać.

Awatar użytkownika
qsma
Weteran bezdrozy
Posty: 3018
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin
Kontaktowanie:

Postautor: qsma » śr 10 kwie, 2013

jako ze nie dane wam będzie poczytać końcówki z winy mej leniwej kobiety to zapraszam wszystkich chętnych 25 kwietnia na wydział nauk o ziemi US o godzinie 16 na prelekcje z naszym udziałem. będziemy opowiadać jak to było na prawdę :690:
patrol GRRRRRRR 4,2 +35 BFG MT



http://www.martechszczecin.pl

Awatar użytkownika
Tanto
4X4 Szczecin
Posty: 4666
Rejestracja: pn 21 maja, 2007
Lokalizacja: Szczecin/ Dobra k.Now
Kontaktowanie:

Postautor: Tanto » śr 10 kwie, 2013

qsma pisze:będziemy opowiadać jak to było na prawdę :690:

Aaaa.... czyli to będzie prelekcja o robieniu fotomontaży w photoshopie :690:
Suzuki SJ510 LWB '85 "Kozunia"

Awatar użytkownika
fruzia
Prawdziwy offrołdowiec
Posty: 822
Rejestracja: sob 10 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: fruzia » pt 12 kwie, 2013

I charakteryzacji na brudnego zgrzanego turystę :676:
PS. Powiedzcie mu, żeby czasami mnie łaskawie na kompa wpuścił to skończę relację :690:


Wróć do „Imprezy 4x4”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 102 gości