Gruzja 2017

Organizujesz imprezę, szukasz pilota lub drugiego samochodu dla towarzystwa, itp
Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » śr 15 lis, 2017

...Trzeciego dnia rano wyruszamy na "podbój Gruzji". Kierujemy sie w kierunku Zugdidi. Początkowo do Poti jedziemy zatłoczona nadmorską drogą. I tu pojawia sie ponownie konfrontacja europejskiego stylu jazdy z gruzińskim. Gdzie wyprzedzanie "na trzeciego" to najnormalniejsza normalność, gdzie można sobie stanąc na drodze w każdym miejscu, gdzie na zakręcie z podwójną ciągłą możesz spotkać na swoim pasie samochód jadący z naprzeciwka. Ale w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Po drugim dniu jazdy , potrafiłem sie przystosować do "ich stylu jazdy" i nawet całkiem mi on odpowiadał. Tym bardziej że jechałem prawie trzytonowym Patrolem ze stalowymi zderzakami. Droga przebiegała nam dość sprawnie, po drodze mała przerwa na tankowanie. Cena paliwa porówywalna z cenami w Polsce. Oczywiście płatność kartą jest czymś jak najbardziej normalnym.
W Zugdidi zjeżdżamy z głównej drogi na lokalną "7". Po drodze stając na dość dziwnym cmentarzu, który wyglądał jak przydrożne murowane budki z kebabem. Ale jak się później okazało, tak wyglądają gruzińskie cmentarze.
Po drodze jedziemy zobaczyć na własne oczy drugą co do wielkości "łukowatą zaporę wodną" [druga jest ona wg gruzinów, w rzeczywistosci jest chyba ona czwarta na świecie] Tama wodna Enguri w pobliżu miasteczka Jvari na rzece Inguri.
Info dla leniuchów, do tamy można podjechać i tylko ostatnie 300-400 metrów trzeba "z buta" zaliczyć Zapora robi wrażenie, ma wysokość 270 metrów i widok z jej korony jest zapierający dech w piersiach. Taka ciekawostka: zapora znajduje się w Gruzji a elektrownia wodna jest w Abchazji, czyli terenie kontrolowanym przez Rosję. Ale jakoś to działa.
Droga dalej wiedzie wzdłuż sztucznego jeziora koloru turkusowego. Kręta i malownicza trasa. Mniej więcej po trzydziestu kilometrach jezioro sie kończy i miejsce jego zastępuje rzeka Inguri. Bardzo dzika i rwąca rzeka o kolorze szaro-czarnym. Stajemy na krótki odpoczynek i posiłek, zjeżdżam nad samą rzekę. Robi ona na nas piorunujące wrażenie, ilość wody jaka się przetacza w każdej chwili jest po prostu ogromna. Opuszczamy tę nasza fajną miejscówkę i jedziemy dalej w góry w kierunku Mestii. Droga w zadziwiająco dobrym stanie, ruch umiarkowany, mijamy parę tuneli które są w budowie może w remoncie. W każdym z nich woda leci z sufitu, ale nam to jakos bardzo nie przeszkadza. Droga prowadzi nas ciągle wzdłuż Inguri potężnym wąwozem. W pewnym momencie zauważamy most nad tą rwącą i dziką rzeką. Most wiszący drewniano-stalowy.Prawie tak ja na filmie "Cena strachu" kiedy Roy Scheider przejeżdza go swoim GMC.Wyglądał na mniej wytrzymały niż był w rzeczywistości, ale zdecydowaliśmy się na przejazd przez niego. Oczywiście moją załogę grzecznymi słowami wyprosiłem przez przejazdem z auta. Wcale mocno nie oponowali :-D .
Przejazd robił wrażenie i nie będę kozaczył, strach mnie obleciał, ale warto było.
Po południu dojeżdżamy do Mestii. Bardzo ładnego zadbanego kurortu położonego w górach. W miasteczku jest nawet lotnisko.
Znajdujemu camping [są tam co najmniej trzy campingi] i rozbijamy obóz.
Przy okazji wieczornego integrowania się z okoliczną ludnością poznajemy Karinę. 30 letnią Niemkę ze słowiańskimi rysami twarzy ponieważ jej rodzice byli niemcami z Siedmiogrodu [w Siedmiogrodzie mieszka niemiecka mniejszość]
Co ciekawe Karina od 19 roku życia podróżuje po świecie, pracując zarabia na nastepne podróże.Taki ma pomysł na życie.
Wieczornym opowieścią nie ma końca i wieczór przeciąga się do późnych godzin nocnych...
https://www.youtube.com/watch?v=c0jdwdkdBJg&t=46s
Ostatnio zmieniony czw 04 sty, 2018 przez prezes, łącznie zmieniany 1 raz.
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » czw 16 lis, 2017

... Rano decydujemy się dojechać do lodowca który jest parę kilometrów od Mestii. Na miejscu okazuje się,ze niestety droga jest w remoncie i aby dotrzeć do samego lodowca, trzeba urządzić sobie spacer. Jakoś nie nastawiałem się na spacery po górach i wracamy do Mestii.
Po krótkim zwiedzaniu miasteczka i pysznej kawie z ciastkiem, ruszamy dalej. Szybkie tankowanie i koło południa jesteśmy już w drodze do Ushguli. Jest to najwyżej stale zamieszkana osada/wioska w Europie ok 2200 mnpm. Mam do przejechania ok 50-60 km. Początkowo droga jest szeroka i z betonową nawieżchnią. Lecz to sie dość szybko zmienia.Beton zastepuje piach i glina. A szerokość także ulega drastycznemu zwężeniu. W wyższym odcinku trasy szerokość jest tylko na jedno auto. Co pareset metrów są mijanki, czasami aby się minąć z samochodem trzeba spory kawałek cofać. Droga jest bardzo malownicza ale i niebezpieczna. Bardzo często wiedzie wyciętą półką w zboczu z urwiskiem w dole z rzeką. Ruch na trasie dość umiarkowany [na szczęście], ale co jakiś czas trafia sie na konwój minibusów jadących w kierunku Mestii. Jedzie ich wtedy około 10-15 pojazdów i mijanka staje sie bardzo problematyczną sprawą.
Wreszcie po paru godzinach przed oczami pojawia się piekna zielona dolina z wieżami obronnymi. Te wieże obronne są chyba w każdym obejściu i są na każdej pocztówce z Gruzji :-D
W Ushguli okazuje się że jest całkiem dużo miejsc noclegowych. Tam to się nazywa "guest house", niektóre mają słabiutki standart inne z kolei całkiem zadowalający. My znajdujemy najbardziej okazały guest house, "Ushguli Rati-Ani".

https://www.youtube.com/watch?v=IoaeOGLfoig&t=579s

Samo Ushguli robi trochę przygnębiające wrażenie, pomimo pieknych okoliczności przyrody. Stare domostwa z kamienia, ciasne przesmyki między domami, takie troche mroczne średnowieczne klimaty. Ale w tej mroczności tkwi również urok tego odludnego miejsca.
W kawiarence naszego hoteliku spotykamy małżeństwo z 12 letnia córką z Wrocławia którzy przemierzają Svanetię z plecakami na pieszo. Wielki szacun dla nich, spędzamy również miło czas w towarzystwie dwóch motocyklistów z Wielkopolski. Miło się rozmawia z krajanami przy browarze na drugim końcu Europy. Wieczorem zapoznajemy się jeszcze z Rosjanami, Estończykami oraz Szwajcarami Opowieścią nie ma końca. W Gruzji z wiekszością mieszkańców można sie porozumieć po rosyjsku.
Trochę rano głowa boli, no cóż -pić to trza umić. Ale ból głowy rekompensuje ZAJEBISTY widok na najwyzszy szczyt Gruzji i trzeci Kaukazu. Szchara ok 5200 mnpm. Około 8 rano temperatura z 8 stopni i idealna widoczność. A'propos temperatury w nocy były podobno 2-3 stopnie.
Po śnadaniu ruszamy w kierunku lodowca odległego podobno o półtorakilometra drogi. No niestety, po dojechaniu do "parkingu" i po prawie półtoragodzinnym marszu w kier lodowca, poddajemy się. Za duża odległośc była jeszcze przed nami. A aby zjechać z Ushguli do Lentekhi mamy ok 80 km jazdy przez góry.
Trasa Ushguli -Lentekhi jest mniej wymagająca niż dojazd do Ushguli z Mestii. Nie ma już tak wielu wąskich wyciętych w zboczu półek z drogą. I raczej cała trasa przebiega w dół, oczywiście droga jest pełna wykrotów i kamieni. Ale jedzie się nią dość dziarsko. Widoki oczywiście zapierające dech w piersiach. Od mniej wiecej osady Mele (jedyna osada po drodze) zaczyna się bardziej wymagająca droga. Ponownie jest to półka wycięta w zboczu z jednym skrajem drogi ostro opadającym do rzeki czasami pareset metrów poniżej. Bardzo fajny odcinek drogi. Chyba najciekawszy z pętli Mestia-Ushguli-Lentekhi. Po drodze przejeżdzamy przez niezliczoną ilość strumyków, strumieni i małych rzeczek. Póżnym popołudniem dojeżdżamy do Lentekhi. Wioska tak smutna, że ąż mi żal jej mieszkańców. Po prostu postkomunistyczny zaniedbany spadek z mieszkańcami którzy prawdopodobnie także olewają to miejsce przez Boga i ludzi zapomniane.Więcej nie będę się o niej rozpisywał.
Na wieczór po 70 kilometrowym szybkim asfaltowym rajdzie dojeżdżamy do Tskaltubo. Rozbijamy się na posesji u Leny, jakieś 500 metrów od Jaskini Prometeusza....

https://www.youtube.com/watch?v=95gfymeS-54&t=17s
Ostatnio zmieniony czw 04 sty, 2018 przez prezes, łącznie zmieniany 2 razy.
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » czw 16 lis, 2017

Kurcze, chciałbym skracać, ale tyle się działo że nie bardzo mam z czego rezygnować.
A to dopiero czwarty dzień.
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
Tanto
4X4 Szczecin
Posty: 4665
Rejestracja: pn 21 maja, 2007
Lokalizacja: Szczecin/ Dobra k.Now
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: Tanto » pt 17 lis, 2017

Zdjęcia (i tekst) do pierwszej części Piotrkowej opowieści można zobaczyć tu http://4x4.szczecin.pl/index.php/relacj ... -2017-cz-1
Suzuki SJ510 LWB '85 "Kozunia"

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » pt 17 lis, 2017

...Nasza gospodyni Lena powitała nas w iście królewski sposób. Jako,że nie należała raczej do Krezusów, dania nie były wyszukane ale bardzo smaczne. Marynowane warzywa, jajecznica z dużymi kawałami jakiejś mortadeli i sery. No i oczywiscie wino, duzo dużo duzo wina. Żadne tam jakieś wyszukane, ot zwykły własnej roboty gruziński sikacz. Ale ten sikacz spowodował,że "razgaworom" nie było końca.
Nie obyło się także bez słynnych gruzińskich toastów. Toastów któe są wielokrotnie złożonymi zdaniami w których wspomina sie rodzinę, znajomych, ojczyznę, dobrobyt i bardzo często pokój na świecie. Poranek był niestety ciężki, zarówno fizycznie jak i niestety psychicznie. No cóż pić to trza umić i tak pewnie miało być.
Ruszamy zwiedzać jaskinię Prometeusza. Tak to ten Tytan któremu wg mitologii na zboczu Kaukazu sępy wydziobywały wątrobę. Wycieczka po jaskini zajmuje jakieś półtorej do dwóch godzin. Trasa ma długośc 1500 metrów. Ale na prawdę warto zobaczyć bajecznie kolorowo podświetlone stalaktyty i stalagmity. Po wyjściu z jaskini nastepuje szok termiczny, pod ziemia było jakies 20 może dwadzieścia parę stopni, po wyjściu jest spokojnie 35-38 stopni. No po prostu żar sie leje z nieba.
Nastepnie wynajmujemy transport i jedziemy w towarzystwie braci Leny do Kutaisi. Pieknego zabytkowego miasta, pełnego uroczych parków, zieleńców, fontann, ciekawych zaułków. Oczywiście w centrum spotykamy Polaków którzy przylecieli samolotem. Po miłej aczkolwiek stonowanej i chłodnej rozmowie żegnamy się. Jeszcze tylko kęs imperialistycznej kultury w Mc Donaldsie. Dziecko jest przeszczęśliwe bo ma free wifi ;-) i jedziemy do największej atrakcji regionu.
Monaster Gelati to najważniejsze miejsce kultu religijnego dla Gruzinów. Coś jak Jasna Góra dla Polaków. W wiekach średnich Gelati było czymś więcej niż kościół. W XII wieku, w czasach kiedy na ziemiach polskich wojowie ganiali za żubrami, to Gelati było centrum życia publicznego, naukowego oraz artystycznego. Chciałbym tu nadmienić,że Gruzja przyjęła chrzest 500 lat przed nami. W IV wieku. Wczesnym popołudniem wracamy do Ckaltubo, długo żegnamy się z Leną i ruszamy w kierunku kanionu Okace. Niestety, jadę tylko według mapy "analogowej" papierowej co trochę mi utrudnia nawigację.
Kanion robi kolosalne wrazenie, na jego sczycie zbudowana jest trasa z drewna i metalu. Pomosty po których chodimy sa niejednokrotnie 100 nad dnem kanionu. To bardzo fajne miejsce do zaliczenia.
Niestety geopolityczny rozkład sił w Gruzji uniemozliwia nam dalszą drogę w "prostej linii" Aby dojechać do Mcchetii i sławnej gruzińskiej drogi wojennej musimy ominąć Południową Osetię. Część Gruzji w której rządy mają Rosjanie, podobnie jak w Abchazji.
Niby odległości w Gruzji nie są jakieś porażające, ale jazda drogami zajmuje dużo czasu. Tak więc ruszamy w kierunku Gori. Miejsca urodzin jednego z największych zbrodniarzy świata Josifa Wiesierianowicza Stalina. Trafiamy na autostradę [na całe 140 km ].
Do Gori docieramy późnym popołudniem. Szybki rekonesans po centrum i poznajemy Annę. A kto wy, skąd dokąd i takie tam.
Okazuje sie że Anna prowadzi "guest house". Po krótkiej negocjacji cenowej [100 Lari+supra i śniadanie] już zanosze bagaż do pokoju.
Wychodzimy około 20 coś zjeść gruzińskiego i zwiedzić miasto. Trafiamy [za podpowiedzą Anny]na kapitalną restaurację. No po prostu bajka. Pyszne jedzenie, pyszne napitki i fantastyczne towarzystwo napotkanych przy okazji norwegów, którzy od trzech tygodni podrózują po Gruzji.
Najedzeni "ruszamy w miasto", Gori nocą jest po prostu oszałamiające. Mnóstwo ludzi, kolorowe fontanny i temperatury w nocy jak w Międzyzdrojach w południe ;-).
Około 23 wracamy na Suprę do naszej gospodyni. Anna jest przewodnikiem w muzeum Stalina a jej mąż magistrem prawa i ekonomii który wozi turystów na "rybałowki". Kapitalnie sie nam przy "domasznym" winie rozmawia często poruszając drażliwe tematy dot Stalinizmu. Nasi gospodarze dość ciekawie nakreślili nam stytuację ekonomiczno-polityczną Gruzji. Spać się kładziemy bardzo późno....
prezes, po prostu prezes

waldekryba
4X4 Szczecin
Posty: 5429
Rejestracja: pt 28 sty, 2011

Re: Gruzja 2017

Postautor: waldekryba » pt 17 lis, 2017

Wstawaj , koniec spania , bierz się znowu do pisania .

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » wt 21 lis, 2017

... Wczesnym rankiem po wysmienitym śniadaniu pakuję klamoty do samochodu. Wypoczęci, wyspani i w wyśmienitych humorach zbieramy sie do drogi. Znów wracamy w góry. Przy okazji pakowania poznajemy małżeństwo z Małopolski [chyba z Krakowa] z dwójką małych dzieci. Podróżują wynajetym Pajero. Okazuje sie ,że także maja Patrola w domu ale sie nie odważyli jechać w tak wymagającą podróż. ;-)
Z Gori kierujemy sie na sławną gruzińska Drogę Wojenną. Wskakujemy na autostradę [kolejne 65 km autostrady] aby na przedmieściach Tbilisi odbić na "trójkę" w kierunku rosyjskiej Inguszetii. Na jednopasmówce ponownie toczy sie walka z innymi użytkownikami drogi którzy interpretują przepisy ruchu drogowego na swój sposób. Znów wyprzedzanie na trzeciego, zajeżdżanie przed maską, zwyczajowe trąbienie. Odnośnie trąbienia na ulicy: to nie jest trąbienie typu "sp.....aj s....ynu z mojej drogi, lub jak k....a jedziesz ch...u !, to jest przewaznie podwójny krótki sygnał ostrzegawczy używany zazwyczaj przy wyprzedzaniu. I który mówi: uważaj, wyprzedzam Cie kolego !. I oczywiście nie ma w tym nic zdrożnego, kazdy tak robi.
Po drodze pojawia się po prawej stronie elektrownia wodna, a za nią piekny zalew z turkusową barwą toni. Dość spory akwen wodny który się ciągnie parę kilometrów. Koniecznie trzeba zatrzymać się przy twierdzy Ananuri. To jednen z ważniejszych zabytów Gruzji. Obiekt pochodzi z XVI wieku i stanowi doskonały przerywnik w podróży do Kazbegi.
Po szybkim zwiedzaniu nasz Patrol wiezie nas dalej ku przygodzie. Krajobraz się zaczyna powoli zmieniać z nizinnego w górski. Trasa z prostej z łagodnymi łukami przechodzi w strome podjazdy i "180 stopniowe agrawy" czyli ostre zakręty ;-). Ruch w miarę umiarkowany, na asfaltowych podjazdach wreszcie mogę sprawdzić słusznosc modyfikacji mojego czterolitrowego diesla spod maski. Dołożenie turbiny okazało się jak najbardziej uzasadnione ! Dodatkowo dzwięk z 3" wydechu powoduje ciarki na plecach ;-)
Dojeżdżamy do jednej z bardziej fotografowanych budowli Gruzji. Pomnika przyjaźni. Dość dziwna budowla, i wg mojej subiektywnej opinii raczej szpecąca okolicę. Niestety, okolice pomnika to teraz po prostu jarmark z pamiątkami i straganami z żarciem. Kawałek dalej przejeżdżamy przez przełęcz Jvari czyli Przełęcz Krzyżową jest to 2379m npm. Oczywiście konieczna fotka i dalej już w dół ku Kazbegi. Jadąc dalej docieramy do miejsca gdzie zatrzymuje sie każdy jadący tą drogą. To taki dziwny potężny naciek z wód wapiennych o kolorze różowym, czy jakimś takim. Wiele osób po tym się przechadza na boso. Do Kazbegi mamy około 40 km. Dookoła nas piękna zielona dolina którą wiedzie droga z malowniczymi ośnieżonymi szczytami. Wczesnym popołudniem wjeżdżamy do Kazbegi a dokładniej do Stepantsmindy. Mijamy dość mało interesujące miasteczko i kierujemy się na drogę do klasztoru Cminda Sameba. Podjazd w dobrych warunkach , bez korków po drodze zajmuje ok 20-30 minut.
Niestety, muszę się ustawić na końcu konwoju aut wiozących na górę leniwych turystów którym nie chciało się iść piechotą. Lokalesi nie chętnie na mnie spoglądają i wręcz starają się uniemożliwić mi spokojny wjazd. Dlatego rodzi sie mała spina i ścigam sie ze starym Pajero II pod górę. Oczywiście doładowany 4,2 nie daje żadnych szans pażdzieżowi 2,8. Niestety chwila nieuwagi i nieznajomości podjazdu skutkuje wywaleniem mnie z konwoju na koniec.
Sam podjazd jest dośc wymagający ze względu na szerokość podjazdu oraz na bardzo nierówną "nawieżchnię" pełną kamieni różnej wielkości oraz wymytych przez wodę dość pokażnych jam. Do tego dochodzą mijanki z autami zjeżdżającymi z góry. Jest dośc wąsko, czasami nawet bardzo wąsko. Po wjechaniu na górę ukazuje się przed oczami piekna dolina z malowniczym klasztorem w tle. Oczywiście pod klasztorem stoi mnóstwo minibusów które wwiozły turystów. Tak przy okazji: najbardziej popularnym minibusem w Gruzji jest Mitsubishi Delica 4x4 koniecznie z kierownicą po prawej stronie. Chyba wszystkie Deliki z Japonii jeżdżą po Gruzji.
Klasztor Cminda Sameba to raczej niewielka budowla ale z pieknymi wnętrzami. Widok z klasztoru w dolinę zapiera dech w piersiach oczywiście nie pierwszy i nie ostatni raz jak się okazuje.
Pod klasztorem zapoznaję lokalnego "szefa wszystkich szefów" Vasilego Kuszaszvilego. On wie wszystko, załatwi wszystko i się go wszyscy słuchają , a jeżdzi jakimś takim dziwnym jakby "Sparkiem 4x4". Pożyczam mu kompresor, bo "złapał kapcia" przy okazji ucinając pogawędkę. Po zjeżdzie w dół dokupujemy produkty żywnościowe i jak by było mało górskich dróg jedziemy do Juty 2150m npm. Po co ? Nie wiem, podobno jest tam fajny camping.
Zabieramy na stopa parę młodych Rosjan, chłopaka i dziwczynę idących własnie do Juty. Od dwóch miesięcy podróżują z Leningradu przez Moskwę do Gruzji. Droga do Juty okazała sie bardziej wymagająca niż się spodziewałem. Szerokość ledwo na Patrola ostro pnąca się ku górze. Oczywiście bardzo nie równa z licznymi trawersami. W pewnym momencie zacząłem sie zastanawiać czy nie wycofać. Ale to by było chyba jeszcze głupsze rozwiązanie od jazdy przed siebie. W Jucie okazuje się, że mało kto tu przyjeżdża samochodem a camping jest 800 wyżej. A dojazdu tam nie ma. Tylko pieszo. Żegnamy sie więc z naszymi autostopowiczami i rozpoczynam mozolny zjazd w dół. Szukając miejsca na nocleg docieramy do Sno. Niestety ta wioska wywarła na nas przygnębiające wrażenie. Ciasnota, bałagan, podejżliwe spojżenia mieszkańców. Opuściliśmy to nieprzyjazne miejsce jadąc w kierunku Stepantsmindy.
Wieczorem "rozbijamy obóż" na dwa kilometry od Stepantsmindy. W jakims takim dziwnym miejscu z domkiem z płyty wiórowej obok nas w któym mieszkał pasterz koni...

https://www.youtube.com/watch?v=_GphnQd3oAs&t=29s
Ostatnio zmieniony czw 04 sty, 2018 przez prezes, łącznie zmieniany 2 razy.
prezes, po prostu prezes

Darek...
ADMINISTRATOR
Posty: 3910
Rejestracja: ndz 11 lut, 2007
Lokalizacja: Szczecin

Re: Gruzja 2017

Postautor: Darek... » wt 21 lis, 2017

uff, napięcie rośnie !!!
Honker 2324

Awatar użytkownika
ishimo
4X4 Szczecin
Posty: 4250
Rejestracja: ndz 13 lis, 2011
Lokalizacja: Szczecin

Re: Gruzja 2017

Postautor: ishimo » wt 21 lis, 2017

Emocje jak na grzybach, nuda..... No dobra żartowałem czekam na kolejny dzień opowieści prof baltazara Piotra :D
Nissan Patrol GQ

waldekryba
4X4 Szczecin
Posty: 5429
Rejestracja: pt 28 sty, 2011

Re: Gruzja 2017

Postautor: waldekryba » wt 21 lis, 2017

Ja pierniczę jednym tchem czytałem , nawet siku przetrzymałem .


Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » czw 23 lis, 2017

Szkoda tylko,że zdjęcia nie są chronologicznie.
Ale mówi sie trudno
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
ishimo
4X4 Szczecin
Posty: 4250
Rejestracja: ndz 13 lis, 2011
Lokalizacja: Szczecin

Re: Gruzja 2017

Postautor: ishimo » czw 23 lis, 2017

Jak ktoś nie był z Tobą to tego nie wie a foty dobre :]
Nissan Patrol GQ

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » czw 23 lis, 2017

Dzięki.
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
Abo
4X4 Szczecin
Posty: 3404
Rejestracja: czw 25 gru, 2008
Lokalizacja: Szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: Abo » czw 23 lis, 2017

Fajne górki, połaziłby :-D
Abo

_______________________________
TANIO powiększam babskie cycki dotykiem, jak nie zadziała zwrot kasy!
4800 VTR Super Safari, Jimny ;-)
firma, foty

Awatar użytkownika
Tanto
4X4 Szczecin
Posty: 4665
Rejestracja: pn 21 maja, 2007
Lokalizacja: Szczecin/ Dobra k.Now
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: Tanto » czw 23 lis, 2017

prezes pisze:Szkoda tylko,że zdjęcia nie są chronologicznie.

nie wiem z jakiego powodu ale pliki mają dziwne nazwy, tak jakby wygenerowane losowo np. mdneblpniddaojjj.jpg w takim przypadku ustawiają się one alfabetycznie. Możemy to poprawić, każda fotka ma teraz w nazwie numer, wystarczy że napiszesz mi że foto nr 1 to ma być np 7. Temat jest do ogarnięcia.
Suzuki SJ510 LWB '85 "Kozunia"

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » pt 24 lis, 2017

Trochę roboty.
Ale mam czas,to się tym po weekendzie zajme.
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
prezes
Prezes 4x4 Szczecin
Posty: 10004
Rejestracja: śr 14 lut, 2007
Lokalizacja: szczecin
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: prezes » pt 24 lis, 2017

...Jako,że śpimy na wysokości ok 1800m npm czyli wyżej niż nasza Śnieżka, wieczór jest dość chłodny. Dziecko juz śpi w namiocie a my [czyli Agniecha i ja] możemy sie delektować widokami rozgwieżdzonego nieba. Ostatni raz tyle gwiazd widzielismy w górach Pirin koło Melnika w Bułgarii.
Noc mija dość szybko i po wspaniałym sniadaniu nadszedł czas na mały przegląd naszego Patrola. Woda, olej, hamulce wszystko w porządku. Lecz już dzień wcześniej na forsownym podjeździe do klasztoru, a dalej po drodze do Juty słyszałem podejrzane stuki w zawieszeniu i "gumowatość w prowadzeniu". Diagnoza jest jednoznaczna. Moje polibusze [tuleje wahaczy przednich] uległy dematerializacji. Niestety wahacze przednie nie mają żadnej amortyzacji w połączeniu z ramą. Co w połaczeniu z moimi planami wjazdu na 3000 m na przełęcz Abano stawiają resztę wyjazdu pod wielkim znakiem zapytania. No cóż, pod Stepantsmindą tego nie naprawię. Wracamy do cywilizacji. Na asfalcie brak polibuszy jakoś nie dają sie mocno we znaki.
I znów mkniemy po Gruzińskiej Drodze Wojennej tą sama trasą co dzień wcześniej, tyle że w drugą stronę.I tu musze zwórić uwagę czytelników na krowy. Na tej ważnej arterii łączącej Rosję i okoliczna część Azji z Gruzją i dalej Europą spotykamy stojące na asfalcie stada krów ! Krowy po prostu sobie spokojnie chodzą po drodze niewiele sobie robiąc z przejeżdzających pojazdów. Nawet otrąbione nie ustępują drogi. A szczególnie te bydlęta upodobały sobie mosty. Stoją po prostu na moście i zajmują połowę pasa drogowego. Oczywiście swoje "potrzeby fizjologiczne" załatwiają tam gdzie stoją, i nawierzchnię przykrywa piętnasto centymetrowa warstwa krowiego łajna ! No cóż, taki lokalny folklor.
Znów wjazd na przełęcz Jvari, potem przejazd przez kurort narciarski Gudauri, dalej znów pomnik przyjaźni rosyjsko-gruzinskiej.
Dojeżdżamy do nizin. Ruch się zwiększa i rozpoczyna się walka na drodze kto pierwszy odpuści czy ustąpi. Co dziwne, przydrożnych kapliczek i ołtarzyków jest zdecydowanie mniej niż w Albanii przy porównywalnym stylu jazdy.
Po drodze stajemy w poszukiwaniu free wifi na kawę w przydrożnej restauracji.
Po długich poszukiwaniach znajdujemy miejsce noclegowe w celu naszej podróży na ten dzień. Jedziemy do Tbilisi !
Jako,że niestety nie mam nawigacji błądzę po centrum tego ruchliwego miasta. Docieramy jednak do celu i spotykamy się z włascicielem hostelu Why not. Sympatyczny Polak który wynajmuje nam swoje mieszkanie, ponieważ nie ma miejsc w hostelu.
Miejscówka bardzo blisko centrum, ale w dzielnicy nie sprawiającej przyjaznego wrażenia.
Po rozpakowaniu samochodu zacząłem poszukiwania warsztatu który naprawił by moje zawieszenie. Przed domem poznaję lokalnego "zioma", Timura. Gadu gadu i pół godzinie jesteśmy już kumplami których łączy miłość do Patroli.
Z Timurem jedziemy w odległą część Tbilisi, do dzielnicy sklepików i warsztatów samochodowych. Są tu ich setki. W każdej bramie, podwórku jest warsztat a obok sklepik. Są to okolice ulicy Kutaisi.
Po długich poszukiwaniach handlarz znajduje wreszcie odpowiednie polibusze. "Genuine parts Nissan" na woreczku było napisane ;-). Nie ważne, grunt że pasuje. Za wymianę mechanik zażądał 20 Lari [ok 30-35 pln].
Po dwóch godzinach jesteśmy z Timurem znów na ulicy Grishavshvili. Czyli pod domem. Oczywiście odwdzięczam mu się w typowo polski sposób. Daje mu w prezencie Wyborową która się ostała w czeluściach bagażnika. Bardzo był zadowolony, bo daaawno temu w Polsce pił taką wódkę i wg niego była ona najlepsza na świecie ;-)
Po szybkim prysznicu wyruszamy wczesnym wieczorem na podbój Tbilisi...
prezes, po prostu prezes

Awatar użytkownika
Tanto
4X4 Szczecin
Posty: 4665
Rejestracja: pn 21 maja, 2007
Lokalizacja: Szczecin/ Dobra k.Now
Kontaktowanie:

Re: Gruzja 2017

Postautor: Tanto » ndz 26 lis, 2017

Suzuki SJ510 LWB '85 "Kozunia"

Awatar użytkownika
ishimo
4X4 Szczecin
Posty: 4250
Rejestracja: ndz 13 lis, 2011
Lokalizacja: Szczecin

Re: Gruzja 2017

Postautor: ishimo » pt 22 gru, 2017

No dobra...a co dalej? Kiedy następny oddcinek? Każesz jak hAmerykanie czekać rok na drugi sezon?!
Nissan Patrol GQ


Wróć do „Imprezy 4x4”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości