Przewidywalne niemieckie autostrady nawet nie specjalnie mocno zatłoczone. "Jedenastką" do Ringu, potem "trzynastką" na Drezno.Tylko okolice Drezna zwyczajowo zatłoczone. Na razie jazda dobrze idzie. Wzniesienia na pograniczu Niemiec i Czech pokonuje ze sporym zapasem mocy. Utrzymuje cały czas około 110 km, obroty na poziomie 2100-2250. Silnik przyjemnie mruczy.Turbina przyjemnie cichutko pogwizduje.
Do wyjazdu jesteśmy raczej dobrze przygotowani, paszporty covidowe, PLF [passenger locator form] na wjazd do Grecji, oczywiście paszport psa. K....a ! Nie wykupiłem winet autostradowych Czech, Słowacji i Węgier. Szlag by trafił

Na pierwszym parkingu staję i idę zakupić winety. Stoję w godzinnej kolejce wśród podróżnych z każdego bałkańskiego kraju, Płacę wreszcie w okienku coś koło 60 Eu. Ruszamy dalej. Powoli zaczynamy się zastanawiać nad noclegiem. W Pradze szybkie tankowanie plus kawa made in Shell

I dalej w drogę. W międzyczasie zdzwaniamy się z resztą ekipy która wystartowała z Polski później od nas. Są za nami jakieś 100-150 km. Droga przez Czechy przebiega spokojnie, wjeżdzamy do Słowacji , mijamy Bratysławę robi się późno. Na stacji benzynowej spotykamy sie z "grupą pościgową" i przez 100 km jedziemy w cztery Patrole. Trzy GU4 i mój emeryt Y60. Jest już coraz później i decyduję sie na nocleg w okolicach Gyoru na Węgrzech. Reszta ekipy pędzi dalej w noc, planują jechać non stop do Grecji.
Jeszcze z okolic Bratysławy dzwonię na camping pod Gyorem i bukuje miejscówkę, Umawiam się facetem z obsługi na 23. Niestety docieramy sporo po pierwszej w nocy. Myślałem,że recepcjpnista nas olał, okazało się,że w zajebistym błędzie jestem. Facet na nas czekał !



Camping nic nadzwyczajnego, spory plac wysypany żwirem na campery, łazienka do dyspozycji, restauracja, możliwość wynajęcia pokoju 2,3,4 osobowego.
https://goo.gl/maps/9GBjrDpqe7EYGEBv8
W mierę wcześnie rano ruszamy dalej. Musimy dotrzeć do Vranje na południu Serbii. I do przekroczenia granicę UE-Serbia.
Omijam przejście autostradowe i jadę na małe ciche przejście Tompa/Kelebija. W "miarę szybko" idzie, ok 45 minut i jesteśmy w Serbii.
Jedziemy dalej, niestety nie kupiłem lokalnej karty SIM i posługuje sie "starożytnym zwyczajem" mapą papierową.
Późnym wieczorem docieramy na Camping Enigma we Vranje. Kontaktujemy sie z właścicielem Nikolą. Bardzo sympatycznym i komunikatywnym Serbem. Na campingu jest bardzo dobrze zaopatrzony bar/restauracja czynna do ostatniego klienta oraz odkryty basen, a dokładnie dwa baseny. Zamawiamy lokalne specjały i siedzimy z Agniechą jeszcze długo w noc w tym miłym miejscu.

Nocna panorama Vranje po burzy.

https://goo.gl/maps/jx4LckS2xjcPD1Br7
Do celu zostało nam ze czterysta kilometrów. Po południu bedziemy na Halkidiki.
Przez Macedonie przejeżdżamy sprawnie i meldujemy sie na przejsciu granicznym Gevgelija/Evzoni.
Grecki pogranicznik leniwie przejżał dokumenty i tylko zapytał o paszporty covidowe, nawet ich nie przejżał tylko kazał jechać dalej.
Byliśmy znów w Unii Europejskiej. Kierunek Halkidiki a dokładnie Sithonia [środkowy paluch].
Wczesnym popołudniem docieramy do celu, po trzech dniach jesteśmy na Sithonia cape
https://goo.gl/maps/qiroQc1BGgpyZfdQA
Rozbijam swój "mały obozik" obok kolegów, którzy tu przybyli duzo wczesniej.








cdn...