slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Preziowa Popierdułka 7-9.09.2007

 

W piątkowe popołudnie zapakowałam do pchełki cały niezbędny szpej typu szekle, łopata, taśma i oczywiście karton Żubra. W ślad za Żubrem do Suzy zasiadł Qśma. Mój najlepszy pilot ledwo zdążył otworzyć pierwszą dobrze schłodzoną puszkę, gdy okazało się, że auto nie chce odpalić. Qśma uzbrojony w puszkę piwa i szeklę wyszedł poszukać i usunąć przyczynę problemu. Po licznych próbach Suza w końcu ruszyła się z miejsca i o dziwo udało się nam dotrzeć na miejsce zbiórki jako pierwsi, na parę minut przed czasem. O 18 zebrali się już wszyscy i całkiem sporą kolumną wyruszyliśmy w kierunku Pojezierza Drawskiego. Dojechaliśmy po zapadnięciu zmroku i w końcu i ja mogłam się napić Żubra :)

 

Po ulokowaniu się w domkach typu Brda rozpaliliśmy wielkie ognisko i rozpoczęliśmy wieczorną integrację ze śpiewami i tańcami w rytm muzyki zapodawanej z Jasiowego Wranglera. Hulanka trwała niemal do rana, więc następnego dnia zamiast o planowanej 11 ruszyliśmy w południe. Ponieważ nie czułam się na siłach prowadzić, oddałam kierownicę pilotowi, a sama poszłam kimać na siedzeniu obok. 

 

No i kiedy tak se ten kierowca kimał na fotelu pilota na wszelkich wyjebach. Budząc się od czasu do czasu gdy mówiłem dosadnie "aaaaleee zajeeeeebisteeee" , albo "ja pier....le jak tu pieknie". Ja prowadziłem 'Pchełkę' bawiąc się jazdą na tylnym napędzie. Trasa wiodła wzdłuż jezior, wąwozami i polnymi drogami o dużym stopniu namoknięcia terenu, co obfitowało "ptaszkami" wypuszczanymi spod kół. Podjazdy bokiem, czasem szybkie szutrówki. Jako starzy wyjadacze z preziem nie powstrzymaliśmy się od podpuszczania "młodych". Co pod tą górkę nie wjedziesz????? no i biedny Waldzio katował swoim patrolem 4,2 górkę, testując czy aby dobrze podłączył hamulce :-). Tak to miło mijały kolejne popierdułkowate trudności terenowe gdy nagle Benesowi w UAZie padło jakieś łożysko. Biedactwo na każdym wyjeździe ma obowiązkowe leżenie pod swoim wozem w wymiarze czasowym około 1-4 h. Przy dźwiękach mielonego łożyska Benesowej tylnej osi obudził mi się kierowiec.......... 

A zbudził się kierowiec, który stwierdziwszy, że przesiadka z powrotem na fotel kierowcy będzie jedynym słusznym lekiem na wszelkie przypadłości, zażądał natychmiastowego oddania kierownicy. Wsiadłam więc z powrotem na swój pół fotelik i faktycznie, już przy pierwszej błotnej kałuży stwierdziłam, że wróciła mi połowa sił. Suza spokojnie dawała radę na tylnym napędzie, dopóki nie dojechaliśmy do pewnego długiego błotnistego podjazdu

 

Image 

 

Qśma wysiadł zobaczyć jak sobie radzi Suza Miastka, a ja spokojnie czekałam na swoją kolej. Suza wkleiła i dłuższą chwilę trwało zanim została wyciągnięta. W końcu udało się i ja mogłam zapiąć napęd, włączyć reduktor, wbić jedynkę i... Cóż, nie zajechałam zbyt daleko, bo jak zwykle za mało gazu wcisnęłam. Przy drugim podejściu zajechałam trochę dalej, ale ciągle nie było to o co chodziło. W końcu Miastek poradził mi, żebym pojechała z napędem na 4 ale bez reduktora. Wycofałam się, a właściwie zostałam wypchnięta z powrotem na początek podjazdu, po czym po raz trzeci zaatakowałam błoto. Udało mi się zajechać najdalej ze wszystkich prób, ale i tak nie przejechałam całości, zostałam tam gdzie Suza Miastka i koniec podjazdu pokonałam na taśmie za Bobakiem. Po mnie przejechały Patrole, które na swoich ogromiastych kołach nie miały większych problemów. Dopiero Darek Trzykropek tak się swoim Honkiem wkleił, że w czasie akcji ratowniczej mogłam odespać świeżo przebytą przeszkodę.

 

Image 

 

Później znowu trafiliśmy na dojazdówki, gdzieniegdzie pojawiało się małe błotko, ale generalnie największą atrakcją były przepastne widoki :) Dopiero pod koniec dnia trafiła się kałuża, przed którą trzeba było zapiąć napęd. Nauczona doświadczeniem zapięłam 4h. Przed nami wkleiło Mitsubishi leśniczego. Kiedy Prezes zakończył akcję ratunkową, mogłam zaatakować kałużę. Niestety mniej więcej w środku poległam tak skutecznie, że dało się mnie wyciągnąć tylko do tyłu, bo z przodu nie dało się dojść do uchwytu na szeklę. Kolejnej próby przejazdu nie czyniłam, objechałam przeszkodę bokiem.

Po kałuży powróciliśmy na szutrówki i dojazdówki. Na jednej z nich niespodziewanie napotkaliśmy...sklep objazdowy, gdzie większość uzupełniła deficyt chleba, fajek i piwka

 

 Image

 

Pod wieczór skończyliśmy wyznaczoną trasę. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć z leśniczym pojechaliśmy pod dostrzegalnię p.poż. Tam niektórzy poszli na wieżę, niektórzy jedli, a inni po prostu rozmawiali. Ja natomiast znowu poszłam spać. Po dwóch godzinach wróciliśmy spod wieży do agroturystyki sołtysa, gdzie mieliśmy nocleg.

 

Image 

 

Po rozlokowaniu się poszliśmy do ogniska na pieczonego prosiaka i wieczorną integrację, na której jedną z atrakcji był jak tradycja nakazuje absolwent waniliowy i kręcone lolki. Integracja oczywiście trwała prawie do rana...

 

Image

Image

 W niedzielę rano po zakupieniu pysznego swojskiego chlebka i masełka ruszyliśmy na słynny strumyk. Za kierownicą znów zasiadł Q...     

Fruziowate zamiast się uczyć, zrobiło wielkie oczy i pogniewało się na strumyk. W związku z czym chcąc nie chcąc musiałem oddać kierowcy na przechowanie ziuberka i dzierżyć kierownice obiema rękoma. Pierwszym ochotnikiem na strumyk był Witek który przy pomocy kilkunastu pilotów wkleił skutecznie. Trafił na trudne miejsce gdzie koła zagrzebały się w błocie a most oparł się na wielkim głazie. Trochę trwało zanim go wygrzebaliśmy. Na pierwszej sławetnej imprezie w tym strumyku jechałem spokojnie sobie patrolem, teraz trafiłem do półsamochodzika co obfitowało w częste przyziemienia i bliskie spotkania z kamieniami.

 

Image 

 

na szczęście lekka maszyna dobrze radziła sobie z lawirowaniem miedzy kamieniami i gdzieniegdzie błotkiem odłożonym w meandrach strumyka. Pewne tematy, gdzie z lubością bawili się Waldek i Nieludzki lekarz, odpuszczaliśmy. Oboje mieli do przetestowania nowe opony i możliwości aut. Katowali maszyny do granic możliwości, po klamki w błocie i po kilka razy aż w końcu albo sami odpuszczali albo Mikołaj wyciągał ich na mechaniku. Jadąc dalej kombinowałem jak ominąć głazy wielkości pralki jadąc czasami trawersami, czasami szybko po grząskim piachu. Usłyszałem w tle jakby płacz, i postanowiłem ustalić nieszczęśnika wydającego tak straszny skowyt. Jak się okazało to Prezio który beczy w bajorku od ponad godziny i jest przeciągany na przemian przez Mikołaja i Jasia. Sam przejechał około 3 metry, a resztę około 60 metrów przeciągany był na łinczu. Biedak (albo szczęśliwiec) trafił na najtrudniejszy odcinek strumyka. W zakolu przez lata zbierał się muł i piasek co skutecznie zatrzymało motorówkę na mieliźnie. Dalej pojechaliśmy za Przemasem który ze swoim synem jako pilotem nie ubłagalnie pokonywał kolejne trudności trasy. Kilka razy przydzwoniłem o kamulce osłoną baku i mostami, ale na szczęście nie skutecznie.

 

Image 

 

Warta opisania jest figura Witka. Postawił patrola przednim mostem na wielkim kamieniu, blokując całkowicie możliwość dalszej jazdy.

 

Image

Image 

 

Potrzebna była pomoc hilifta i podkładanie kamulców pod koła by kolumna mogła jechać dalej. Team spirit mamy opanowany i już po kilku minutach kolumna podrygiwała dalej. 

 

Image 

 

I tak ciągnęliśmy dalej kolejne metry strumyka aż się skończył.....buuuuu a tak było fajnie, poziom adrenaliny ciągle na wysokim poziomie. 

       Po strumyku wróciliśmy do agroturystyki sołtysa

 

Image 

 

Tam dokończyliśmy prosiaka, po czym zapakowaliśmy się do wozów i pojechaliśmy w kierunku domu, przy okazji zahaczając o bród.

 

Image

Image

Image 

 

Dla mnie była to pierwsza okazja do popływania Suzą, więc przyznam szczerze, że stale towarzyszyła mi wizja wybuchającej głowicy i tym podobne "optymistyczne" obrazki.

Wjechałam w końcu i poczułam się jak w łódce. nie było słuchać silnika,za to pojawił się wesoły bulgot :) I zamiast asfaltu, szutru czy błota, miałam wokół siebie pełno wody gdzieś po klamki.

 

Image 

 

Wrażenia były takie, że dopiero jak wylądowałam na brzegu zauważyłam, że mam wodę pod nogami. Po kąpieli trzeba było niestety osuszyć pływaka i powrócić do szarej rzeczywistości...  

Fruźka i Qśma