slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Ładoga Trophy 2009 okiem servisanta

Przygotowania
 Załoga rajdową składała się z Pawła (Pawelec) - kierowca oraz z Łukaszem (Kiślem) jako pilot i główny mechanik. Na rajd Ładogę Trophy zdecydowali się jechać po zakończonym sezonie 2008. Oczywiście podjęcie decyzji nie było takie proste, trzeba było pokonać parę schodków. Od przekonania do pozytywnej decyzji Pilota i rodzinach oraz zebrania wystarczającej ilości kasy. Pod koniec października 2008 ja i Vitek dostaliśmy propozycje pojechania jako załoga serwisowa którą z wielką chęcią przyjęliśmy. 
Czas spędzony w garażu mam nadzieję że nie uznamy za stracony. Były takie dni w warsztacie że pracowało się cały dzień i nic się nie skreśliło z długiej listy rzeczy do naprawy, sprawdzenia, wymiany. Były takie dni że gasiło się światło w garażu po godzinie 2 nocy. Mistrzem w motaniu Skorpiona był Kisiel który kontrolował cały front robót. Do pracy przy przygotowaniu Skorpiona oraz Patrola brały także osoby które nas wsparły swoim wolnym czasem spędzając wolny czas w warsztacie. 
Dosłownie na 5 minut przed załadunkiem samochodów na lawety zakończyliśmy dwumiesięczny okres przygotowań Skorpiona. Dzień wcześniej zapakowaliśmy samochód serwisowy jaki był długi Patrol GR. Wszystkie potrzebne szpeje zapakowaliśmy do skrzynek które wsadziliśmy do specjalnej zrobionej zabudowy w Patrolu Vitka. W skrzynkach znajdowały się części zapasowe, niezbędne narzędzia, zapasowe stalowe liny do wyciągarki, skrzynka z różnymi śrubkami, spawarka, sprzęt biwakowy, dwie zapasowe opony do Skorpiona oraz dwa krótkie trapy. Patrol został uzbrojony w opony MT które pożyczył nam nissan7. W Przed wyjazdem okazało się że mój nowy GPS nie przesyła współrzędnych do programu OziExplorer. Rozpocząłem poszukiwania i uratował mnie w ostatniej chwili Abo który pożyczył mi odbiornik GPS od swojej nawigacji. Mam nadzieje że nie pokrzyżowałem mu planów bo i on wybiera się w stronę Rumunii w podobnym terminie co my. 
Ze Szczecina wyjeżdżaliśmy około godziny 19 chociaż planowaliśmy wyjazd o 13. Pierwszego dnia postawiliśmy sobie dotarcie do agroturystyki w miejscowości Potopy tuż przed granicą z Litwą. Do miejscowości Potopy dojechaliśmy o godzinie 3.30. O tej godzinie Pani Maria zaserwowała nam obiad a później udaliśmy się na spoczynek. O godzinie 9 pobudka i śniadanie na które jak zwykle „kocur karpacki” wstawał niechętnie zresztą jak większość z nas. W samo południe przekraczamy granicę Litwińską. Wykupujemy winietę na lawetę, naklejamy PLki na nasze samochody i ruszamy dalej na Północny wschód.
Droga przez Litwę, Łotwę i Estonię przebiegła nam spokojnie. Razem z Vitkiem zmienialiśmy naszego kierowcę naszego zaprzęgu. O godzinie 19 spotykamy się z jedną z polskich załóg z Warszawy która rozbiła obóz przy głównej drodze. Dalej już będzie się poruszać w konwoju razem.
O godzinie 2.30 dojeżdżamy do miejscowości Iwangorod czyli do przejścia granicznego Estonia - Rosja. Na przejściu granicznym widzimy mało osób i kolejkę szybko się poruszającą. Byliśmy zadowolenia ale niestety nie długo… okazało się że musimy pojechać do terminalu i odebrać numerki. Terminal nie trudno było odnaleźć ponieważ z obrzeży miasta prowadziła do niego długa kolejka TIRów. Tam też na wjeździe otrzymaliśmy numerki od 412 do 415. 

Image 

Na terminalu nie będę opisywał tłoku… wystarczy napisać że kiedy opuszczaliśmy terminal o godzinie o godzinie 9.00 to z terminalu wyjeżdżał samochód z numerkiem 120. W czasie kiedy przebywaliśmy na terminalu próbował wręczyć łapówkę ksiądz z polski który jechał autokarem ale to tylko bardziej rozdrażniła osobę wypuszczającą z terminalu na granicę więc i my nie próbowaliśmy. 



Image


 Na granicy znajdowała się tylko lista estońskich zawodników którzy startowali w Ładodze. Nam pomogła interwencja organizatora Ładogi który przesłał faxem list na granicę z prośbą o przepuszczenie nas szybciej. Osoba wypuszczająca z terminala i tak czekała na decyzję kierownika który przybył godzinę później. Czas oczekiwania wykorzystaliśmy na sen którego nie mieliśmy jadąc samochodem. Kierownik po przeglądnięciu dokumentów wyraził zgodę na szybsze załatwianie sprawy. Oczekując na swoją kolej przekroczenia granicy zaczynamy zauważać duże amerykańskie samochody. Wiadomo jak się ma duże silniki to trzeba mieć pojemne baki na benzynę a po stronie rosyjskiej paliwo jest o 50% tańsze, więc kwitł tam legalny przemyt paliwa. Na samej granicy po stronie Estońskiej poszło nam bardzo szybko, na rosyjskiej nie było już tak szybko. Wypisywanie deklaracji i innych kwitków, sprawdzanie paszportów, dokumentów samochodów, zielonych kart, sprawdzanie upoważnień na samochody oraz „rapowanie” zajęły nam czas do godziny 11.30. 



Image



 Przed południem staliśmy już na jednej z rosyjskich stacji benzynowych gdzie paliwo jest po 2 zł. Na stacji benzynowej widzimy jak osoba z obsługi stacji maluje coś na czerwono. Załoga Adama przypomina nam że w regulaminie jest napisane że wszelkie haki do których mocuje się liny mają być pomalowane w kolorze czerwonym. Maluję więc wszystkie haki w Skorpionie i Defenderze który wtedy otrzymał ksywkę Defekt. Taką też nazwę Rafał maluje z przodu na maskownicy chłodnicy.
Przy wyjedzie z miasta na posterunku GAI okazuje się że nasza laweta nie ma zielonej karty na Rosję o czym wiedzieliśmy. Vitek ostrzegał nas aby ją kupić bo nie sposób przejechać Rosję i nie mieć żadnej kontroli i że wcześniej czy później będzie problem. Załogę z Warszawy także zatrzymali bo nie mieli włączonych świateł. Skończyło się na 50 złotych „mandatu” i powrót do miasta aby wykupić zieloną kartę za 50 Euro. O 12.50 zaczęliśmy jazdę prawdziwym rosyjskim asfaltem… Miejscami ten asfalt był bardzo wybrakowany i jazda z prędkością ok. 40km/h dawał poczucie bezpieczeństwa że nic się nie urwie. Ktoś kto narzeka na Polskie drogi nie zdaje sobie sprawę jakie drogi są na wschodzie.
Baza rajdu
O godzinie 18 czasu moskiewskiego (+2 do Polskiego) minęliśmy tablicę z napisem Sankt Pertrsburg. Dość szybko przebiliśmy się przez miejscowe korki i dotarliśmy do bazy. Wjazd na plac gdzie stały nie był zbyt dobrze oznaczony i niestety go przejechaliśmy. Bardzo trudno było znaleźć drogę aby normalnie nawrócić. W St. Pertrsburgu jest cała masa ulic jednokierunkowych. Decydujemy się zawrócić na ulicy którą jechaliśmy powodując małe zamieszanie i obfite trąbienie niektórych kierowców kiedy długi Sprinter z lawetą oraz nasz ciągnik z lawetą zawracały. Baza znajdowała się w budynku a przed budynkiem zaparkowane były wszelkie maści terenówki i wozy serwisowe. 



Image

 


 W bazie Kisiel i Pawelec poszli się zarejestrować. Otrzymali „obiegówkę” na której było około 10 pozycji do zaliczenia od księgowości, badania lekarskiego, wyrobienie identyfikatorów, odebranie nalepek wraz ze schematem gdzie mają być naklejone, odebranie koszulek nie wiadomo czemu tylko w rozmiarze M oraz jednej czapki z daszkiem… Na koniec zostawiliśmy dwie pozycje, GPS oraz przegląd techniczny auta… No i tu mieliśmy największy problem, okazało się bowiem że nasze auto rajdowe jest niezgodne z regulaminem i jego burta jest poniżej wysokości 30 cm licząc od siedzenia. Zostaliśmy odesłani abyśmy to przerobili. Niestety organizatorów nie interesowało gdzie to mamy przerobić ani gdzie nabyć potrzebne materiały. Przeszukaliśmy auto wygrzebaliśmy jeden zapasowy drążek i dwa pręty i nie było by problemu gdyby nie to że oprócz zabudowy rurowej wymagana była zabudowa wykonana z blachy. Vitek poszedł na poszukiwanie materiałów w centrum miasta, my w tym czasie wygrzebaliśmy ze Sprintera załogi z Warszawy agregat prądotwórczy aby uruchomić spawarkę. Ledwo go odpaliliśmy a do bazy rajdu przybiegł Vitek a czymś co przypominało wieszak zrobiony z pięknej grubościennej rury. W tym czasie agregat zgasł i mieliśmy problem z jego odpaleniem. Wyjęliśmy drugi, mniejszy i uruchomiliśmy flexa. Ledwo pomierzyliśmy rury i je wyciąłem a Vitek przybiegł z wielkim arkuszem blachy którą wykorzystaliśmy do zabudowy. Vitek został „obdarowany” przez wojsko Rosyjskie mające swoją bazę w mieście. Wartownik udawał że nic nie widzi a wtedy Vitek złapał za arkusz blachy który leżał za wartownią i wybiegł z nim z jednostki. Arkusz był tak duży że z nim biegł Vitek to go prawie nie było widać, a Vitek nie jest niskiego wzrostu. Komicznie to wyglądało jak po placu przemieszczał się duży arkusz blachy biegnący w stronę Skorpiona. Pierwszy zobaczył przemieszczający się arkusz blachy przez bazę, Pawelec który pomyślał że właśnie taki arkusz by nam się przydał. Później zobaczył Vitka zza arkusza, a wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Naprawdę tak szybko zorganizować materiał potrafił Vitek znający Rosyjskie realia. Kiedy mieliśmy już wszystkie gotowe elementy mieliśmy trochę kłopotów z dużym agregatem który nie chciał odpalić. Próbowaliśmy spawać za pomocą małego agregatu i obniżając napięcie w spawarce ale powstały spawy w ten sposób były za słabe. Po pewnym czasie udało się odpalić duży agregat diesla i mogliśmy spawać. Całość szło nam tak sprawne że dopiero na koniec zauważyłem że zrobiliśmy niezły pokaz dla wszelkich maści fotoreporterów i videografów. Po godzinie 20 otrzymaliśmy pieczątkę w obiegówce że nasz pojazd jest zgody z regulaminem rajdu. 



Image



 Po skończonej operacji spawania zajęliśmy się łataniem baku który najwyraźniej spawaczowi nie wyszedł. Trzeba było roznitować wszelkie osłony chroniące bak a które były wymagane w regulaminie i spuścić paliwo. Następnie kompresorem wytworzyliśmy ciśnienie w baku i smarowaliśmy wszystkie spawy płynem do mycia naczyń oraz polewaliśmy to wszystko piwem… Nieszczelnych spawów znaleźliśmy około 12 :-(, wszystkie dziury zakleiliśmy poksipolem. Po wsadzeniu zbiornika na miejsce zapakowaliśmy do serwisówki wszystkie nasze szpeje i o godzinie 2 siedzieliśmy w hotelu i jedliśmy kolację… hmm w zasadzie to śniadanie połączoną razem z obiadem składająca się z polskich produktów. Wtedy też przegadaliśmy zadania na jutro i ustaliliśmy pobudkę na godzinę 7.00.
Rano budzi mnie rytmiczne stukanie, przez sen sam sobie zadaje pytanie „co to kurna jest” wstaję z łóżka i słyszę że ktoś puka do drzwi. Otwieram i widzę Kiśla „wstawajcie jest godzina 8.00” w tym samym czasie przypominam sobie że nie zmieniłem jeszcze godziny w telefonie a w nim nastawiłem budzik. Z Vitkiem szybko wstajemy i schodzimy na dół, pakujemy się do samochodów i pędzimy szybko na start, jesteśmy spóźnieni. Odnalezienie startu trochę nam zajęło czasu bo się okazało że większość dróg była jednokierunkowa i prowadziły w przeciwnym kierunku do kierunku w którym chciałem się poruszać naszym zestawem. Przekonała się o tym załoga Adama Bomba który pędząc Mercedesem Sprinterem z lawetą i Defenderem na pace pędziła pod prąd przez ulice miasta, oni wstali jeszcze później. Zatrzymała ich milicja i chciała zabrać prawo jazdy ale skończyło się na mandacie. Po przyjeździe do strefy startowej zdaliśmy szybko obiegówkę i otrzymaliśmy waypointy na trasę i oznaczenie pierwszej bazy. W pierwszej bazie spędzimy trzy dni co nam bardzo pasuje bo będziemy mogli z Vitkiem rozpakować się i na lekko podjechać na OSy. 



Image



 Jako system nawigacyjny zastosowaliśmy program oziexplorer wersje CE w Skorpionie oraz wersję na PC w Patrolu. W Skorpionie do nawigacji wykorzystywaliśmy GPS firmy TOMTOM, a w samochodzie serwisowym używaliśmy do nawigacji Panasonica CF-30 razem z odbiornikiem GPS który łączył się z kompem za pomocą bluetooth`a. Potrzebne mapy w skali 1:50 000 ściągnąłem z rosyjskiej strony (link do strony) razem z plikami .map. Na miejscu okazało się że niektóre mapy mają przesunięcie od 50 do nawet 200m. Niestety nie dało się tego sprawdzić wcześniej. W wolnej chwili, których było niewiele zarejestrowałem poprawnie parę arkuszy na miejscu ale doszedłem do wniosku że na tym terenie jest tak mało dróg że nawet z taki przesunięciem da się jeździć prawie bezbłędnie. Laptopa wykorzystywaliśmy także do celów zgrywania fotografii i filmików. Lepiej było także określać marszrutę z bazy do bazy na laptopie niż na małym ekranie palmtopa.
Miejscem startu był duży plac między cerkwią a parkiem w centrum miasta. Wokół stały zaparkowane różne pojazdy oraz qłady. 



Image



O godzinie 10.00 zaczęły się starty, strzelały konfetti, w powietrze wyleciały różnokolorowe balony a O godzinę póżniej klasa TR3 wjechała na rampę. W czasie kiedy zawodnicy stali na rampie przez mikrofon pani miłym głosem opowiadała o startującej załodze. Kiedy nasza załoga wjechała została powitana gromkimi brawami, naprawdę takich braw powitalnych nie otrzymał nikt z zawodników. 



Image



 O godzinie 11.30 nasza załoga a w zasadzie dwie polskie załogi zniknęły nam w zakamarkach ulic. My udaliśmy się w poszukiwaniu kantoru oraz sklepu spożywczego. Smsami zgadaliśmy się że spotykamy się w tajemniczym punkcie S2 przed wjazdem na OSa. 
Po wymianie kasy w banku i zjedzenie dobrego obiadu w chińskiej restauracji wyjeżdżamy z miasta. Niby prosta operacja ale zajęła nam około 4-5 godzin. Okazało się że w tych dniach są też jakieś imprezy z okazji dni miasta i połowa miasta byłą zakorkowana, ulice były pozamykane i obstawione przez milicję. Na obrzeżach centrum robimy zakupy jedzenia oraz gęsty olej do Defekta który okazało się miał słabe cieśninie oleju. Spędzony czas w korku spowodował że nie udało nam się dojechać na start naszej załogi, zresztą każda załoga startująca w rajdzie odstała swoje w korku na wyjeździe z miasta. Taka była cena medialnego startu z centrum miasta. Kisiel informuje nas smsem o tym że musieli odkręcić wał tylni bo miał za duże wibracje. Wał był przerobiony w ostatniej chwili na dwukrzyżakowy aby zniwelować zbyt duży kąt wału. 
Około godziny 19 jesteśmy na punkcie startu OSa. Niestety nie zastajemy tam nikogo prócz organizatora. Podziwiamy pierwszą przeszkodę jakim jest bród „bez dna”, który robi na nas wrażenie. Kontaktujemy się z Kiślem i pędzimy na metę OSa. Tam spotykamy kilka załóg z klasy PROTO oraz klasę qadów. OS kończył się także brodem i to nie płytkim. Jeden z qadów nie przetrwał testu wodnego i musiał go holować drugi qład, przez chwile oglądaliśmy jego reanimację, zresztą niestety nieudaną. 



Image



 Ze względów bezpieczeństwa wszystkie qłady startujące w rajdzie poruszają się w dwóch osobowych grupach. Kontaktujemy się z Kiślem i dowiadujemy się że jest ciężko i że nie wyjadą wcześniej niż o 22. Decydujemy że jedziemy do bazy i rozstawiamy obozowisko. Nie jesteśmy w żadnym stanie im pomóc bo od nich dzieli nasz głęboki bród a przeładowanym patrolem być może takie proste przejechanie tej rzeczki. 
Około godziny 24 mijamy granice Karelii zresztą kiedyś całą ogrodzoną drutem kolczastym z licznymi posterunkami. 



Image



 To o nią rozpoczęła się walka w 1939 roku między Związkiem Radzieckim a Finlandią. Wojna została wygrana przez Finlandię ale po II wojnie światowej kto inny dzielił Europę. 



Image



 Republika Karelii ma rzeźbę równinną i łagodnie pofałdowaną. Na powierzchni wyraźnie widać ślady niedawnej działalności lodowców. Krystaliczna (skalista) rzeźba podłoża została silnie przekształcone przez lodowiec, zaś liczne wzniesienia zostały wygładzone i zaokrąglone. Pozostałościami polodowcowymi są też występujące w Karelii liczne moreny, ozy i kemy. Także większość jezior ma polodowcowy charakter. Przez ziemie Karelii przepływa około 27 tysięcy rzek i strumieni. Rocznie przez Karelię przepływa ponad 50km³ wody rocznie, masa wody trudna do wyobrażenia. Na terenie Karelii znajduje się ponad 66 tysięcy większych i mniejszych jezior. Największymi zbiornikami wodnymi są leżące częściowo na terenie kraju dwa największe jeziora Europy Onega oraz Ładoga.



Image



 Przed wjazdem do bazy mijamy fińskie TIRy które wiozą na swojej platformie nic innego jak wielką przyczepę kempingową i cały obozowy majdan. 



Image



 Droga była szutrowa no i oczywiście odpowiednio do klasy drogi dziurawa. Po północy wjeżdżamy do bazy przez moment z zapartym tchem podziwiamy panoramę obozu która jest rozległa na co najmniej 4 boisk piłkarskich i jest nad jeziorem. Odnajdujemy drugą Polską załogę serwisową i razem znajdujemy miejsce na obóz. Otrzymuje telefon od Kiśla aby załatwić coś na opuchliznę bo się gdzieś uderzył i ma problem… Rozstawiamy wszystkie namioty do spania oraz jeden duży namiot ogrodowy który nam służy za kuchnie. W tym samym czasie druga załoga także rozstawia swój dach z plandeki i rozkłada łóżka polowe. Stawiamy także wysoki na 6 - 7m maszt z Polską flagą. Następnie zasiadamy do kolacji i oczekujemy na nasze załogi.



Image


 
 Znajdujemy się już daleko na północy wiec do godziny 1.30 latarki są zbędne. Nawet pisząc te słowa o godzinie 2.30 niebo jest jasne i przeczytanie etykiety na słoiku nie stwarza problemu. Noc w czasie której nie widać gwiazd trwa około półgodziny lub godzinę. Ja sam nie używałem latarki bo nie było takiej potrzeby.
Dziś trasa miała około 250km z czego około 200km to były same dojazdówki i to asfaltem. Jestem trochę zawiedziony ponieważ myślałem że wszystko będzie drogami nie utwardzonymi. Ogólnie wygląda to tak że załogi otrzymały waypointy startów odcinków specjalnych, trasa jest także oznaczona punktami. Każdy zawodnik musi poruszać się korytarzem 100m od jednego waypointa do następnego waypointa. Jak się pokona trasę od punktu do następnego punktu nie interesuje organizatorów. Qłady po skończeniu OSa załadowały się na lawety i pojechały do bazy… 
Około 3 w nocy Kisiel do mnie dzwoni i prosi o service, padł im alternator nie mają ładowania. Szybko z Vitkiem zdejmujemy karnistry z paliwem, zdejmujemy koła zapasowe, zapasowe liny do wyciągarki oraz trapy. Jedziemy 120km na południe do miejsca zakończenia odcinka S2. Po drodze do Kiśla i Pawła mijamy Adama i Daniela, zatrzymujemy się i chwilę z nimi rozmawiamy. Są strasznie zmęczeni i przemoczeni, zostawiamy im suche rzeczy i częstujemy ciepłą kiełbasą zabraną z obozu przygotowaną przez Rafała. 
Około 4 godziny docieramy na naszej załogi. Czekali na nas na nas 1,5 godziny, mokrzy, przemęczeni opatuleni we wszystko co suche otoczeni chmarą komarów i siedzący na dachu Skorpiona. 



Image


 To zdjęcie było wykonane około godziny 4.


 Kisiel miał wypadek na trasie i jest mocno kontuzjowany. Podczas przeciągana się Skorpiona Kisiel owiną dwa razy drzewo taśmą do której jednego końca byłą przymocowana lina od wyciągarki a trzymał za drugi koniec taśmy. Ciężar jednak był za duży co spowodowało zerwanie kory z drzewa. Taśma z dużym impetem wykonała obrót o 360 stopni swoim obszytym, ciężkim uchem uderzyła go w łydkę. Łydka spuchła powiększają swoją objętość co najmniej dwukrotnie. Przez jakiś czas kisiel siedział w samochodzie a Pawelcowi w przeprawie pomagali Adam i Daniel z defekta. Ciężki teren niespotykany w polskich rajdach oraz kontuzja Kiśla spowodowało że Polskie załogi nie zmieściły się w limicie czasowym. Czas na pokonanie odcinka był określony na 8 godzin, my go robiliśmy ponad 16 godzin. Wiele załóg wycofało się jak zobaczyła poziom trudności. Przekroczenie czasu zamknięcia mety spowodował że nie otrzymaliśmy żadnych punków. 
Po przyjeździe do naszej załogi Vitkek zabrał się za wykręcanie alternatora a ja wykręciłem wał bo przy jeździe po czarnym powoduje zbyt duże wibracje. 



Image



 W alternatorze okazało się że diody są do wymiany a aby je wymienić trzeba było rozkręcić cały alternator. Jako że już to robiłem zabrałem się za to wykorzystując bagażnik Patrola. Po złożeniu Kisiel sprawdza czy nie ma zwarcia. Okazało się że jest jakieś zwarcie i alternator zaczęliśmy rozbierać jeszcze raz. Rozkręciliśmy jeszcze raz, złożyliśmy sprawdzając wszystko po trzy razy, Kisiel sprawdzał każdy mój ruch. Okazało się że kiedy sprawdzaliśmy czy nie ma zwarcia alternator leżał na aluryflu którym jest wyłożony bagażnik i powodowało to zwarcie. Kiedy okazało się że wszystko jest OK Vitek wkręcił alternator, uruchomiliśmy skorpiona i się okazało że z alternatora zaczęło się dymić. Zaczęliśmy debatować co jest nie tak, doszliśmy do wniosku że coś namieszaliśmy z podłączeniem kabelków do alternatora. Każdy z nas nie za bardzo mógł sobie przypomnieć jak to były połączone kabelki. Między czasie zadzwonił do nas Adam i oznajmił że około 20 km od bazy posypała im się skrzynia. Po paru próbach udało się, napompowaliśmy wszystkie koła i ruszyliśmy dalej. Po drodze bierzemy na hol Adama oraz zatrzymujemy się przy aptece. 



Image



 W czasie powrotu przestaje działać ekran dotykowy w GPS zamontowany w Skorpionie. Będziemy musieli coś wydumać w bazie. W bazie jesteśmy koło godziny 12. Po drodze mijamy naszą klasę która wyrusza na start OSa. My decydujemy się że dziś z powodów technicznych i zdrowotnych pilota który kuśtyka na jedną nogę odpuszczamy drugi dzień walki. Jemy szybkie śniadanie o godzinie 13 i kładziemy się na parę godzin spać. 
Po południu nogę Kiśla ogląda rajdowy i mówi że będzie OK., nie ma złamania za to jest silnie stłuczenie. Dopiero po wizycie u lekarza i USG wykonanego w Polsce okazuje się że jest naderwane ścięgno Achillesa, naderwany mięsień a inny w pewnym stopniu zmiażdżony. Wiem jak to boli bo ja miałem zerwane ścięgno Achillesa i skończyło się to operacją i siedmiomiesięcznym pobytem nogi w gipsie. Mam nadzieję że tak się to nie skończy i wszystko ładnie się zabliźni tego życzę Kiślowi!! Patrząc wstecz dochodzę do wniosku że Kisiel powinien, niestety przeleżeć całą Ładogę i nie można było go ciągnąć jako pilota, zresztą tak z Vitkiem sugerowaliśmy.  
Po przyjeździe do bazy zapadamy w sen, w sumie to mamy nieprzespaną noc w samochodzie, bardzo krótki sen w hotelu oraz nie przespaną noc w czasie udzielania pomocy skorpionowi oraz holowania Adama. 



Image



 Po pobudce zaglądamy do GPSa który według mnie jest totalną porażką. Ekran jest za mały a cała konstrukcja jest za delikatna i nie wytrzymuje próbę Rosyjskich bezdroży. Do tego uboga wersja OZI utrudnia nawigację. Ekran dotykowy raz działa raz nie, czasem trzeba lekko przekosić całą obudowę aby ekran dotykowy zaczął działać. Ten GPS także nie ma żadnego rysika a w rękawiczkach ciężko się go obsługuje. Właściciel powinien się ucieszyć że powiedziałem Kiślowi aby kupić na ekran specjalną folie jeszcze w Szczecinie. Po jednym dniu używania widać było na foli głębokie rysy. Zauważyłem że w dużej ilości samochodów zamontowane są tablety z nawigacją a każdy pilot posiada małego GPS w ręku. 
Po południu mały agregat na sutek zasysania kurzu z drogi podniósł obroty a co za tym idzie napięcie spowodował popalenie zasilaczy min. lodówki. Wyczyszczenie filtra powietrza rozwiązało sprawę. Kiedy my spaliliśmy załoga serwisowa Adama wykręciła skrzynie z Defa. Okazało się że w skrzyni prawie nie było oleju. Łożyska się przegrzały, zimeringi potopiły, a jedna z zębatek przestała istnieć. 



Image



 Rozpoczęło się poszukiwanie skrzyni. Startujące załogi z Rosji informują nas o klubie LR i zarazem sklepie w St. Petersburgu z częściami. Jutro rano załoga Adama wyruszają na poszukiwanie skrzyni lub części. Razem z nami w obozie jest załoga płci pięknej. Lena i Eliza startują same jadąc Suzuki Vitara w TR1. Podziwiam tą załogę przyjechał na kołach z Polski bez załogi serwisowej, naprawdę szacuneczek aczkolwiek trochę nierozważne.
W biurze rajdu jest już lista rankingowa niestety my ją zamykamy. Wszystko to przez przekroczenie czasu pierwszego OSa oraz braku startu drugiego dnia. 
O godzinie 22 Kisiel rozpoczyna naprawę wyciągarki mechanicznej która się klinowała i lekko się przytarła. W czasie kiedy Kisiel walczy z mechanikiem ja wysyłam relacje oraz zdjęcia na polskie forum, później robię ucha na jednej z lin zapasowych do wyciągarki która będzie robić za przedłużkę do liny mechanika ponieważ odległości do drzew są czasem spore dochodzące nawet do 300m. Montujemy koleją elektronikę do skorpiona pozwalającą na kręcenie filmików. Oprócz aparatu zamontowanego na stałe za szybą, zamontowaliśmy Kiślowi na kasku wodoodporną kamerę jaką używają spadochroniarze. Około godziny 2 w nocy kładziemy się spać jutro start o 10.
Życie w bazie.
Załogi serwisowe otrzymały także koordynaty GPS baz w których mają stacjonować. Większość z załóg posiada jakiś serwis składający się najczęściej z kilku aut i przyczep na których jest wieziony sprzęt i części zapasowe. Na polanie tworzą się małe obozy które ożywają w czasie się zbliżania startów oraz wieczorem. Normalne jest że oprócz namiotów do spania rozstawiane są namioty dzienne oraz namioty serwisowe. 


Image



W czasie dnia słońce daje się bardzo mocno grzeje a namioty dzienne dają odrobinę cienia. Jest kilka załóg z Finlandii gdzie serwis jest na bardzo wysokim poziomie. Serwisy są zorganizowane na dużych ciężarówka o dużych właściwościach terenowych. Mistrzami w tym są Finowie, ale jest i parę załóg rosyjskich przygotowanych jak na Paryż - Dakar. Jedna z serwisówek ma otwieraną burtę boczna i do tego boku doczepiana jest wielka plandeka pod którą wjeżdża samochód rajdowy. Do samochodu serwisowego jest doczepiony 10 - 15m maszt anteną radia UKF. 



Image



Są i takie które wiozą na przyczepie przyczepy kempingowe, wielkie pojemniki z ropą i wodą. Anglicy mieli namiot służący za ubikację. 



Image



 W obozie czuć zapach benzyny, olei, dźwięki hilifta, uruchamianego silnika diesla, pracującego agregatu jest rzeczą normalną. Praca wiertarką, flexem jest na porządku dziennym. Żadnemu sąsiadowi to nie przeszkadza. W obozach są zorganizowane ciepłe prysznice oraz latryny. Latryny to najczęściej od 4 do 6 wykopanych dziur w ziemi na których leżą deski z wyciętym otworem w który się celuje i wszystko otoczone jedną płachtą brezentu lub foli. Oczywiście jest podział na panie i panów ale można zapomnieć o podziale na kabiny :-). W każdym obozie stoi wielki Kraz wywrotka który każdego dnia jest cały wyładowany śmieciami. Jako prysznic najczęściej służy namiot który jest wyposażony w prostą instalację natryskową nawet z ciepłą wodą która jest pobierana z jeziora. Wodę techniczną najczęściej bierzemy z jeziora do baniaków a wodę do picia z licznych strumieni lub wodę butelkowaną. Normalną rzeczą jest także widok samochodu z rozebranym mostem, otwartą maską czy też samochód ciągnięty przez serwis na sznurku do bazy, gdzie jest walka są ofiary a życie to je bajka i każdy dzień tu to walka dla załóg rajdowych a wieczorem dla załóg serwisowych… 
Następnego dnia jeszcze przed naszą pobudką załoga serwisowa Adama wyrusza Sprinterem ze skrzynią z Defendera do St. Petersburga na poszukiwanie zapasu lub niezbędnych części do reanimacji. My wstajemy o godzinie 8.00 i pakujemy do końca skorpiona o 10.00 jest start klasy TR3. Z Kiśla nogą jest źle ale zauważam że nie chodzi już na palcach, choć wiem że sprawia mu to dużo bólu. Po spakowaniu jadą bo biura rajdu i otrzymują kartę z namiarami na OSa, dziś S4. Dopiero wtedy można ustalić marszrutę i pojechać w kierunku startu na którym czekają sędziowie. Z bazy rajdu do startu mają do przejechania około 20 km. Czas spędzony w bazie wykorzystujemy na niezbędny sen. Około godziny 16 zmienia się pogoda, zaczyna wiać silny wiatr, pojawia się lekki opad deszczu. Yerzu twoja pogoda się sprawdziła, dzięki za smsy z pogodą. Deszczu za dużo nie popadało ale zrobiło się chłodniej. Wiatr niestety połamał jeden z naszych namiotów dziennych, na szczęście mamy jeszcze drugi. Po 17 przyjeżdża nasz skorpion. Z daleka widzę Pawelca podniesiony kciuk, kiedy podjechał bliżej powiedział „jest dobrze wykręciliśmy 6 czas”. W klasie TR3 z 16 załóg zostało 12 w klasyfikacji, my w końcu zdobiliśmy pierwsze punkty. Samochód nie był uszkodzony tylko gdzieś się urwała osłona włącznika blokady tylniego mostu. Nie czekamy długo z Vitkiem, wyciągamy agregat i spawarkę, uruchamiamy fleksa tnąc nasz zapasy stali. Wyszła nam całkiem niezła osłona zrobiona na szybko.



Image



 Około godziny 19 decydujemy się ż dziś wieczorem przejedziemy do bazy CAMP 4. Spakowani czekamy na załogę serwisową Adama aby pomóc im przy wkładaniu nowej skrzyni biegów. Nowa skrzynia przyjechała po godzinie 24. Przy składaniu okazało się że to nie jest taka sama skrzynia i wajcha skrzyni biegów jest o wiele dalej w kierunku tyłu samochodu. Zaczęła się rzeźba w gównie, trzeba było wyciąć fleksem trochę podłogi samochodu oraz nawiercić i przegwintować mocowanie dźwigni załączania reduktora. Po tych małych przeróbkach nastąpiła walka z wsadzeniem skrzyni razem z reduktorem na swoje miejsce. Nierówna walka ze stalą i aluminium trwałą ponad 40 minut. Po wsadzeniu i skręceniu zostawiamy Adama z jego serwisantami i wyruszamy do następnej bazy.



Image



 Do bazy CAMP 4 mamy 180 km po drogach utwardzonych. Podróż zajmuje nam około 4 godziny, z małą przerwą na tankowanie. Po drodze silnik w Suzuki gaśnie i okazuje się że padł alternator i rozładował akumulator. Bierzemy suzuki na hol i pędzimy dalej na północ. Jesteśmy w bazie około godziny 6. Znajdujemy dogodną lokalizację obozowiska, rozstawiamy na szybko namioty i zapadamy w błogi sen. W tym obozie mamy być jeden dzień więc dziś lub jutro rano jedziemy do następnej bazy. O godzinie 11 pobudka, szybkie śniadanie, pakowanie skorpiona i Pawelec z Kiślem jadą na trasę. Mu zabieramy się za reanimację alternatora suzuki. Vtek się trochę naklną przy wykręcaniu tego alternatora i określił to jako „zemsta samuraja”. Alternator był cały zabetonowany błotem. 



Image



Przy rozbieraniu urywają się druciki uzwojenia alternatora ale tak że można je zreanimować za pomocą lutownicy gazowej. Po reanimacji jedziemy z Vitkiem po zaopatrzenie do najbliższej miejscowości oddalonej 25km od bazy. a dziewczyny dla testów alternatora jadą za nami swoją Suzuki. Po drodze mijamy się z Adamem, tłumaczymy gdzie jesteśmy rozbici i jedziemy dalej. Adam szybko nam tłumaczy czemu są tak późno, okazuje się że jak zrobili skrzynie biegów to przestała robić pompa paliwa. Rafał zdobył od startujących Rosjan pompę zanurzeniową od Żiguli za pomocą różnych rurek i kolanek przerobił ją na pompę zewnętrzną. 


Image



W czasie powrotu z zakupów na wylocie z miasta łapie nas na radar miejscowa milicja. Przekroczyliśmy dozwoloną prędkość o 12km/h i Vitek otrzymuje mandat w wysokości 100 rubli (ok. 10 zł). Mandat do zapłaty na poczcie w terminie 30 dni. Śmieszne jest to że, Vitek przed wyjściem do milicjanta z dokumentami samochodu przygotował sobie 200 rubli, „mówiąc dam mu 200 rubli i niech spada” :-). 



Image



 Robiąc zakupy w sklepie poznajemy Rosjanina który pracował w polsce mówi po polsku. Zaprasza nas na kawę na stację benzynową gdzie ma mały bar. Bardzo przemiły człowiek, słuchając jego opowiadań po polsku dochodzimy do wniosku że być może wakacje w roku 2010 spędzimy na wyprawie do Republiki Karelii. Opowiada nam też o historii tych terenów z czasów wojny fińsko – rosyjskiej. W okolicach miejscowości Pitpiaranta zginęło 120 tysięcy rosyjskich żołnierzy którzy zamarzli w okopach podczas ofensywy fińskiej armii. 
Po powrocie do bazy otrzymuje sms`a że skorpion utopiony i potrzebna jest pomoc. Następnie drugi sms z podaną pozycją GPS. Podczas przeprawy przez głęboką rzekę skorpion wjeżdżał do rzeki którego wjazd był bardzo pionowy. Kiedy silnik zgasł przednie koła dotknęły dna a poziom wody w rzece sięgał do dolnej belki ramki szyby a Skorpion stał prawie pionowo. Wyciągnęli się na elektryku do tyłu i zaczęli reanimacje. Wykręcili świece aby wylać wodę która się dostała się do cylindrów przez uszkodzony tłumik dokonali reanimacja alternatora.
Wprowadzam współrzędne do oziego, jednak pozycja nie jest konkretna i muszę się dowiedzieć po której stronie rzeki oni stoją, było to ważne z punktu ustalenia marszruty gdyż przeładowany patrol na pewno nie umiał by szans na przejechanie brodu na którym poległ Skorpion. Pomoc oferują nam Adam i Daniel czekający w bazie w razie czego pomogą nam ich ściągnąć. Po kilku próbach zdzwonienia się z Pawelecem on oddzwania i mówi że wyciągnęli się na wyciągarce elektrycznej do tyłu, mają jeszcze ładowane i reanimują silnik który pracuje na 6 cylindrów, mamy czekać w pogotowiu. 
Czekając na kolejne wieści decydujemy się że pakujemy obóz i jeszcze dziś przejeżdżamy do CAMPu 5-6. Skorpion niestety nie dojechał o własnych siłach, zresztą ich limit czasowy skończył się 2 godziny temu a brak prądu unieruchamia go około 5km od bazy. Kolejny OS bez punktów. 
Każda załoga ma określony czas na przejechanie odcinka, jeżeli nie zmieści się w czasie to nie jest klasyfikowana. Czasy naprawdę są mocno wyśrubowane ale realne do zrealizowania pod warunkiem posiadania odpowiednio zmotanego samochodu. Po upływie czasu, tzw. "zamknięcia mety” nie ma już na mecie sędziego który podbija czas. W każdym samochodzie jest trackloger który po każdym odcinku jest zczytywany. Każda załoga która się wycofa z odcinka jest nie klasyfikowana. Uważam że jest tu pewna niesprawiedliwość ponieważ jedna załoga która przerwała jazdę po trasie jest niesklasyfikowana i druga załoga która przejechała cały odcinek ale nie zmieściła się w czasie jest także niesklasyfikowana ale taki jest regulamin. Całą trasę którą pokonuje załoga jest rejestrowana przez trackloger który jest przyplombowany do samochodu. 



Image



Czas jest mierzony przez specjalny chip który jest umieszczony w specjalnym plastyku z nazwiskami zawodników. 


Image



 Ów plastyk jest przed startem jest umieszczany w specjalnym urządzeniu który rejestruje godzinę startu. Na mecie znajduje się także taki czytnik który zczytuje godzinę przekroczenia mety. Średni czas na pokonanie odcinka to od 6 – 8 godzin. Resztę czasu spędza się w bazie lub przemieszcza się średnio 120km do następnej bazy najczęściej drogami asfaltowymi. Samochody rajdowe nie mogą jechać na lawecie, z bazy do bazy muszą się przemieszczać po drodze. W tym celu załogi serwisowe zmieniają w rajdówkach szerokie Boogery na normalne szosowe opony. Drogi w Rosji to „off road all day”. W czasie rajdu załogi nie otrzymują Road booka do którego przywykliśmy w Polsce. Road book składa się z kartki ze współrzędnymi campu krótkim opisem tekstowym startu oraz mety oraz numerem odcinka i przede wszystkim podanymi numerami kolejnych waypointów na jakie należy kierować się. Waypointy zostały wgrane do każdego GPSa przez organizatora na starcie. Trasa prowadzi przez totalne bezdroża więc używanie standardowego road booka nie ma tu sensu.


Image



 Utopiony wcześniej samochód zmusza Paweleca z Kiślem na wcześniejszy zjazd z OSa a organizatorzy wskazali im kierunek w którym mają się udać aby dojechać do jakiejś drogi. Podczas jazdy „na szagę” Kisiel poszedł zobaczyć co jest za wzgórzem nagle gwałtownie się zatrzymał, gwałtownie obrócił i krzycząc „Pawelec spierdal…” przybiegł szybko do auta i wskoczył na siedzenie skorpiona w tym samym czasie kiedy Pawelec wyskakiwał ze skorpiona i biegł w przeciwnym kierunku. Kisiel krzykną „wracaj, uciekamy, niedźwiedź”. Pawelec wrócił za kierownicę i już razem pojechali w przeciwnym kierunku do niedźwiedzia. Podobno nawet Skorpion wtedy pracował na wszystkich cylindrach :-). 
My czekając w obozie spakowani czekaliśmy na telefon że są już w pobliżu kiedy znaleźli się w zasięgu komórki to wyjechaliśmy im naprzeciw. Spotkaliśmy Skorpiona stojącego na poboczu z rozładowanym akumulatorem i padniętym alternatorem. Wzięliśmy go na hol i odciągnęliśmy w miejsce gdzie nie było kurzu który powodował każdy przejeżdżający pojazd w ogromnych ilościach. Na poboczu szybko zdiagnozowaliśmy przyczynę braku prądu, były to oczywiście przepalone diody, to już drugie nasze na tym rajdzie. Wymieniliśmy także drążek kierowniczy który już nie przypominał drążek a bardziej literę S. 



Image



 W czasie reanimacji Skorpiona okazuje się że reanimowany parę godzin wcześniej alternator w Suzuki rozpadł się i trzeba szukać nowego lub jakiegoś zamiennika. Zaśpiewaliśmy nad nim „Dobry Jezu…” oraz użyliśmy naszego powiedzenia jak się coś rozwaliło „Alternator Spadł na Akumulator i Rozpierdolił Skrzynie”. Lena razem z Adamem pojechali Defem do pobliskiej miejscowości w poszukiwaniu części. Nowy zamiennik trzeba lekko zmotać a cały serwis jest już w bazie nr 5-6 więc znowu ciągniemy suzuki na sznurku. Około północy wyruszamy w konwoju Patrol, Suzuka, Skorpion i Defender do bazy oddalonej około 120 km po rosyjskich drogach.
Przydrożny warsztat zorganizowaliśmy na dużym placu naprzeciw pomnika w kształcie kobiety z rozłożonym rękoma. Był to pomnik postawiony dla ofiar wojny fińsko i rosyjskiej, żołnierzy którzy tu zakończyli swój szlak bojowy. Pomnik został postawiony wspólnie przez Finów i Rosjan. Oczekując na powrót Leny z jakimś zamiennikiem sam poszedłem w las. Las był poprzecinany okopami z licznymi lejami. Coś było w tym lesie
W bazie byliśmy około 4 godziny nad ranem. Dziś noc był dłuższa bo na niebo zaciągnęło się chmurami a o 10 zaczął padać deszcz i zrobiło się zimno. CAMP 5-6 to malutkie polany porośnięte sosną, z wielkimi piaskowymi wydmami nad brzegiem Ładogi, największego jeziora Europy. Brzegi Ładogi w tym miejscu jest wąski i pokryty mocno czerwonym żwirem z lekko wznoszącymi się wydmami pod które bez trudu można podjechać samochodem. Drugiego brzegu nie widać a woda jest czysta ale za to bardzo zimna, zimniejsza niż Bałtyk w sezonie. 



Image



Niestety brzeg jest bardzo zaśmiecony, zresztą nie tylko sam brzeg. Nie daleko naszego obozu jest dziura w ziemi i prawie cała jest wypełniona śmieciami biwakujących tu wcześniej osób. Nie były to osoby z którejś edycji Ładogi ponieważ organizator zadbał o to aby na obozie zostawić porządek. W każdym obozie stoi pomarańczowy Kamaz wywrotka o którym już wcześniej pisałem. 



Image


 Za pozostawienie po sobie nieporządku grożą od kar finansowych do wykluczenia z rajdu. Na naszą bazę noclegową wybraliśmy obniżenie między wydmami. Nie wiem jak na tym terenie zmieszczą się wszystkie pojazdy a szczególnie wielkie ciężarówki i lawety serwisowe. Około 11 do camp`u przyjeżdża załoga serwisowa Adama. Przez ten czas Adam z Danielem spali w Patrolu ponieważ w Defekcie nie mieli ramek a komary pastwiły się nad nimi. 
Załoga serwisowa Adama z campu 1-3 zabrali na lawetę rosyjską załogę która maiła walniętą uszczelkę pod głowicą w UAZie. Kierowcą uszkodzonego UAZa to Koko z pochodzenia Gruzin mieszkający w Moskwie i pracujący jako piekarz. Umówiliśmy się z nim że za rok ma przywieść taki długi bochen chleba jak Sprinter. 



Image



 Rafał z załogą serwisową znajdują lepsze miejsce na nocleg gdzie bez problemu wjedzie ich Sprinter z lawetą. Chłopaki szybko zaczynają robotę i z wielkim trudem wyciągają suzuki z dołka naszego pierwszego obozu i holują do nowego obozu. Po pewnym czasie wszystkie polany się zapełniają a namioty i obozowiska powstają jak grzyby po deszczu. Dopiero teraz widzę ile tu jest miejsca. W bardzo restrykcyjnym regulaminie rajdu jest zakaz rozpalania ognisk na ziemi, więc uczestnicy rajdu używają dużych grilli i w nich palą ogniska. Znajdujemy porzucony jeden z takich grilli i w ten sposób mamy odrobinę ciepełka w bazie.  



Image



 Załoga serwisowa Adama zabiera się do motania nowego mocowania alternatora. Okazuje się jednak że nowy alternator jest spalony i „nie będzie robił”. Dziewczyny wyruszyły na poszukiwanie nowego alternatora, a ja razem z Rafałem poszliśmy w drugą stronę. Wracając znaleźliśmy zmęczony życiem rower który zabraliśmy do poruszania się po rozległej bazie. 
Kiśla bardziej zaczyna boleć noga która już przybrała wszystkie kolory tęczy. Poza tym zaczyna go łamać jakieś choróbsko w sumie nic dziwnego, wczoraj była głęboka woda. Była tak głęboka że jak Kisiel szedł sprawdzić bród to było do kolan, do pasa, do szyi i brak dna… Zaczynamy od witamin i różnych rodzajów gripeksów ciepłej herbaty z miodem i do śpiwora. 
 Przed południem załoga Adama wyrusza na odcinek specjalny a my w przerwie deszczu przenosimy obóz polski w jedno miejsce. Rafał składa z kilku zepsutych alternatorów pozbieranych od innych załóg i jeden wkładają go do Suzuki. 



Image



O 22 każdego dnia w bazie organizatorów rajdu jest odprawa w języku rosyjskim i angielskim. 



Image



 Jutro odcinek piaskowy po wydmach nad brzegiem Ładogi. Na tablicy odczytujemy że trackloger Pawelca nie został przyjęty. Po rozmowie z organizatorem, Jurijem okazuje się że waypointy F5 i 884 zostały minięte w większej odległości niż 100m (po 50 na stronę). Znowu nie otrzymujemy punktów…
O 23 zapada decyzja o tym że załoga Adama zwija się do domu. Niestety sprawy zawodowe nie pozwoliły na dalszą zabawę, szkoda bo jego auto by miało dużą szanse na oesie na wydmach. Z nami zostaję część jego serwisu Rafał i Przemek. Szybko przepakowują się aby się pomieścić później do dwóch samochodów. Do Suzuki zapakuje się Rafał i Przemek a do Patrola wszelkie pozostałe rzeczy które w wyniku zwiększenia się załogi Suzuki nie mieszczą się w samochodzie.
 Na 13 był przewidziany start na odcinki specjalne na wydmach oraz brzegu Ładogi. Od samego rana z przerwami padał deszcz. Niepotrzebnie organizatorzy zgonili wszystkie klasy na start. Od 13 do 18.30 większość z nas stało w korku i deszczu oraz oczekiwali na swoją kolej. 



Image



 Większość samochodów startujących to samochody półotwarte bez drzwi. Najpierw startowały klasy w których startowały najmniej zmotane samochody aż do klasy TR3 oraz do klasy PROTO. Po dwóch godzinach z chodzę z plaży i idę do samochodu. W Patrolu siedzą już Pawelec i Kisiel leżący z tyłu na zabudowie. Vitek kiedy mnie zobaczył nie wiedział czy nie wezwać czasem czerwonego krzyża taki byłem przemoczony, wywala dwie skrzynki na deszcz, ściągam przemoczoną kurtkę i pakuję się obok Kiśla w lekkich drgawkach. 
Otrzymujemy wiadomość do załogi Adama że złapali cztery gumy w lawecie i jadą na samych felgach… co za pech ich prześladuje :-(.
Trasa po plaży oraz wydmach była oznaczona przez pachołki rozstawione w taki sposób że tworzyły bramki przez które trzeba było się zmieścić. Do tego dochodziły ślady trasy wyjeżdżone przez organizatorów. Nawet kiedy organizator jechał kogoś wyciągnąć z wody poruszał się po trasie aby nie zrobić mylnych śladów na plaży. Pierwszy odcinek prowadził slalomem przez zalane płytkie laguny oraz wzdłuż linii wody Ładogi, oczywiście jadąc wszystkimi czterema kołami w wodzie. Wiele załóg eliminowała pierwsza laguna która nie była zbyt płytka i szybko weryfikowała sprzęt od Niw po Toyoty z silnikami benzynowymi. 


Image



 Start w pierwszym odcinku plażowo wydmowym Skorpiona nie był zbyt rewelacyjny. Po topieniu samochodu skorpion stracił moc i nie wkręca się na obroty, bardzo mocno strzela z gaźnika tak że zrzuca rurę od filtra powietrza buchając ogniem. Przyznaje teraz rację regulaminowi który wymagał dodatkowej obudowy rury filtra powietrza jeżeli snorkel jest poprowadzony w kabinie. OS na piaskach był wymarzony dla tego rodzaju samochodu z silnikiem benzynowym 5,7 litra. W pierwszym odcinku mieścimy się w czasie ale w drugim niestety na skutek braku mocy i strzelaniu w gaźnik przekraczamy czas o 18 sekund i nie jesteśmy klasyfikowani. Nasz samochód, jest jeszcze mało dopracowany jak na tą klasę w której startuje. Jako jedyny samochód TR3 startuje bez zwolnic i wcale bym się nie zdziwił jak by był jedynym samochodem bez blokady przedniego mostu. Do tego należy dodać nie wodoodporny silnik benzynowy co na Ładodze nie jest dobre szczególnie w tej klasie. Razem dochodzimy do wniosku że Polacy motają inaczej swoje auta pod inny rodzaj rajdów a Rosjanie inaczej oczywiście jeżeli chodzi o klasę TR3 lub PROTO. Ich auta na naszych polskich rajdach robiły by tak jak nasz skorpion na Ładodze. Nic dziwnego że Polaków jest mało na tym trudnym i wymagającym rajdzie.



Image



Zniesmaczeni gorzką porażą wracamy do bazy, ale nie poddajemy się!!! Niestety pogoda zwiększa smak porażki noce mocno się wychłodziły, dzień już też nie jest za ciepły. Każdy z nas ma ubrane ciepłe ciuchy chroniąc się przed przenikliwym zimnym wiatrem. Ciągle pada deszcz z niewielkimi przerwami a ciężkie stalowe chmury nisko przepływają nad taflą jeziora.
„Wieczorem” około 22 wprowadzamy skorpiona pod plandekę i Kisiel walczy z ustawieniem mieszanki i ustawieniem zapłonu który się przestawił. 



Image



 Ja w tym czasem z Leną idziemy do ekipy rosyjskiej aby zgrać od nich zdjęcia i filmy które nakręcili jak nasza Polsko – Ukraińska damska ekipie pokonywała przeszkody. Startowali UAZem na zwonicach z silnikiem z nisanna terano TD, a jako serwis miali samochód UAZ 452. Okazało się że oni byli naszymi sąsiadami w pierwszym campie. Podczas zgrywania i oglądania zdjęć jesteśmy częstowani wódką z czosnkiem i pieprzem, całkiem niezła :-). Po powrocie staram się pomóc Kiślowi ale moja pomoc ogranicza się do podawania kluczy i odpalania silnika, to on najlepiej z nas zna ten silnik. Około 2 w nocy najprawdopodobniej udało się Kiślowi ustawić zapłon i dawkę paliwa, niestety tylko na oko i niewiadomo jakie będzie spalanie. 
Cały czas pada deszcz, piasek jest taki że na powierzchni w dołkach robią się kałuże a pod spodem jest suchy piasek. Jak za dawnych harcerskich lat musiałem okopać swój namiot. Vitek także robi to samo a do tego bawi się w melioranta i kopie rów regulujący odpływ wody z naszego obozowiska. Jutro zwijamy obóz i jedziemy do ostatniego campu 5-6 który jest oddalony około 150 km na południe.
O godzinie 8 budzi mnie deszcz… padało całą noc, zimno, termometr wskazuje niecałe 10 stopni. Wiatr odkręcił o 180 stopni i wieje teraz z nad Ładogi. Może za dzień przejdzie zimny front i zrobi się ciepło. Zaczynam żałować że nie spakowałem rękawiczek chociaż trzymałem je w ręku i wahałem się czy je spakować. Same jezioro już nie przypomina już takiego niewinnego, spokojnego jeziora fale są takie jak na Bałtyku wieje 6-7 stopni w skali Bufora. 



Image



 Nocy w paru miejscach pozrywało nam plandekę nad obozem niestety w tym miejscu gdzie Rafał, Pawelec i Daniel trzymali swoje torby. Nie zauważyli tego bo ze swoich łóżek przenieśli się do suzuki dziewczyn. Przekładam torby w miejsce gdzie nie dosięgnie ich deszcz. Pozbierałem także rzeczy które pospadały z naszej suszarni i ozdobiłem nimi Skorpiona stojącego pod plandeką od wczorajszej reanimacji. Niestety nikomu nie chce się wyjść z namiotu, szczególnie tym najbardziej zainteresowanym, chyba umarł duch walki w tym teamie. Skoro brak jakichkolwiek ruchów w obozie kończę spisywać relację i wysiadam z Patrola wracając do namiotu. Nie zdziwię się kiedy wszyscy wstaną to padnie komenda „odwrót”.
Na szczęście następnego dnia rano nie padła komenda „odwrót” ale pakowanie nam obozu szło bardzo powoli szczególnie że padał deszcz i wiał silny wiatr na Ładodze wiała pełna siódemka. Zapakowaliśmy cały szpej na samochody a czego nie zmieściliśmy, między innymi rower i wózek na zakupy Rafała, oddaliśmy załodze z Moskwy który mieli zostawić wszystko u naszego laweciarza w St. Petersburgu. O godzinie 13 opuściliśmy obóz udając się dalej na południe. Z powodu podłej pogody z obozu wyruszyliśmy bez żadnego śniadania, zatrzymujemy się więc przy przydrożnym barze a dziewczyny z Rafałem i Przemkiem pojechali dalej. Przed barem był posterunek Milicji drogowej i zatrzymali Pawelca. Sprawdzili mu tylko dokumenty dziwiąc się że „eto Patrol?”, zapytali jak się jeździ i puścili dalej. Po drodze szukamy stacji benzynowej i tankujemy Skorpiona i baki z paliwem które są na bagażniku Patrola. Robimy też zakupy jedzenia a ja kupuję nowiuteńki gaźnik i nową obudowę filtra powietrza do swojego UAZa. Kiedy byliśmy niedaleko campu i szukaliśmy drogi na skróty usłyszeliśmy Rafała przez CB, który powiedział że są w domu u kierowcy który wywozi drewno z lasu, „jewo zawód to Viktor”. Wyjeżdżają po nas na główną drogę i razem jedziemy do domu. Tam Rafał z Przemkiem nalewają olej do suzuki. 



Image



 O godzinie 20 jesteśmy w nowym campie w którym spędzimy dwa dni. Jest to suchy las sosnowy i to nie mocno zarośnięty co dał możliwość powstania małych obozów w środku lasu. Jak zwykle obóz organizatorów jest odgrodzony żółtą taśmą i znajduje się najbliżej jeziora.
Ledwo się zatrzymaliśmy a przyszli do nas organizatorzy wprowadzając lekkie zamieszanie. Organizatorzy poszukują załogi 103 która podobno nie zakręciła korka od tylniego mostu i jedzie z wylewającym się olejem. Okazało się że Viktor nie widział jak my jego pompką nalewaliśmy olej i zakręcili korek i przybył do obozu przed nami. Z nami nie było załogi dziewczyn 103 bo się zatrzymali w sklepie po zakupy. Jak tylko przyjechali wszystko się wyjaśniło. Przyjechał także Viktor który odkręcił korek w moście i się okazuje że oil tam jest. Viktor został z nami prawie porannych godzin.  
Kiśla noga boli coraz bardziej, być może jutro zastąpi go Vitek po krótkim przeszkoleniu z GPSa. Nowego GPSa bo dotychczas używany „nie rabotajet” tak jak trzeba… Przychodzi do nas także telewizja która robi wywiad z każdym zawodnikiem. Wieczorem Eliza rozmasowuje łydkę Kiśla wcierając mu specjalny krem na stłuczenia. Pawelec za to że za późno wstał dostaje od wszystkich kopniaka na goły tyłek, zresztą sam przyznaje się do błędu.
Poranek powitał nas ciepełkiem i słońcem. O dziesiątej robię „gestapo” dla całego obozu i załoga szykuje się do wyjazdu, start mają o godzinie 13. Punkt startu oddalony jest do campu o niecałe 10 km. Tankuje Skorpiona, przygotowuje i pakuje zaprowiantowanie na 10 godzin jazdy jeszcze poranna kawa, śniadanie i w drogę. Kisiel startuje ale nie będzie łatwo dla niego, w razie czego usiądzie na miejscu kierowcy, co nie oznacza że będzie łatwo bo tą nogą będzie wciskał sprzęgło co też powoduje ból. Testujemy jeszcze raz GPSa trochę się nad nim znęcając i ruszamy na start. Na starcie okazuje się że źle została odczytana godzina startu lub też została pomylona z godziną startu qładów. Dojeżdżamy na start 30 minut po zamknięciu startów naszej klasy. Istnieje możliwość startu ale poza klasyfikacją. Zaczynają się pertraktacje co jest za „za” a co przeciw. Ja sam bym jechał choćby nawet dla zabawy starając się ominąć najtrudniejsze odcinki ale wiedząc że Kiśiel ledwo się porusza nie zdziwiło mnie że był na nie. W końcu stanęło że pilotem będzie Pawelec a kierowcą Kisiel, musieli tylko odczekać około jednej godziny aż wystartują wszystkie qłady. 



Image



 Ja nie czekając wziąłem Garmina i poszedłem na następny waypoint. Po drodzę nakręciłem parę filników jak jadą qłady. Trochę się nie dziwię się ile jest przeciwników tych pojazdów, są naprawdę bardzo głośne. Do waypointa 404 miałem około 800m piaskową drogą. Po drodze podziwiam dziwne obniżenia terenu bardzo podmokłe które mają ułożone z bali coś jakby drogę np. potrzebną do zwózki drewna. Jest jednak tego tyle że musiano zużyć całe drewno na zbudowanie tych kładek w tych obniżeniach. Z punktu 404 idę w kierunku 405. Droga prowadzi wąską przecinką która kiedyś służyła za zaorany pas przeciwpożarowy. Na końcu tego pasa zaczęła się przeprawa, torfowisko o długości około 600m. Widać że jadące tędy samochody nie miało łatwo, ja sam poruszając się po tym torfowisku zapadam się na około 10 - 20cm w gruby mech. Jak tylko zatrzymuje się to zaczyna chlupotać woda. Na końcu torfowiska był kanał i to o stromych brzegach. Qłady i samochody miały niezłą przeprawę o czym świadczy duży błotny ślad ciągnący się około 30m za kanałem. 



Image



Dalej droga też nie jest łatwa. Idąc nawet lasem idzie się tak naprawdę w wodzie, nawet jak się wydaje że w innym miejscu będzie sucho to po podejściu do tego miejsca jest się rozczarowanym ponieważ tam też jest woda. Cały las nasiąknięty jak gąbka aż się dziwie jak tu rosną sosny. Na szczęście Pawelec i Kisiel wybrali lepszą drogę i tak jak większość qładów omijały to torfowisko. Na punkt 505 dochodzę po godzinie. Jest tam już sucho i nie ma tyle wody, nawet w jednym miejscu leśnicy zaorali kawałek ziemi. Niestety po długim postoju nikogo tam nie ma i nikt nie nadjeżdża więc wracam na start. W połowie drogi mijam Vitka, Lenę, Elizę i razem z nimi wracam na start. Dowiaduję się że Rafał i Przemek poszli gdzieś trasą i zaginęli, wyruszyli na trasę bez mapy i GPSa. Z tego startu wystartowali już wszyscy zawodnicy i sędziowie się także spakowali. My decydujemy się pojechać jedną ścieżynką. Zostawiamy Rafałowi i Przemkowi kartkę z nr telefony i gdzie jedziemy. 



Image



Chcemy pojechać taką drogą która była w dawnych latach linią kolejową która wywoziła drewno z lasu do pobliskiej miejscowości Miech-baza położonej nad rzeką. W tej miejscowości drewno było spuszczane do rzeki którą samodzielnie spływało w dół rzeki gdzie było odławiane. Dziś nasypy są bez podkładów i torów. Pozostałość po kolei jest wykorzystywane przez ciężarówki do zwózki drewna. Przez 1km poruszamy się nią nie raz przejeżdżając przez głębokie koleiny. Na mapie mam zaznaczony most kolejowy, kiedy do niego dojeżdżamy okazuje się że jest nowy dla samochodów a z boku znajduje się most dla samochodów wywożących drewno z lasu. Most dla kolei miał ciekawą konstrukcję, był cały z drewna, przyczółki miał także obłożone drewnem. 



Image



Sosnowe bale z których wcześniej został zebrana żywica zostały ułożone w taki sposób że patrząc z góry widziało się studnię o średnicy 1mx1m. wszystko było zbite grubymi gwoździami co najmniej grubości kciuka. Niestety nie zachowała się wierzchnia warstwa z szynami, a całość była bliska zawaleniu. Na tej przeprawie przez rzekę był waypoint 410, my pojechaliśmy dalej śladami kolei żelaznej. Po drodze było czerwone błoto i liczne koleiny wypełnione błotem. Patrolem poruszamy się już na oparach paliwa. Przyglądamy się mapie i na krawędzi mapy jest napisane że tory prowadzą do miejscowości oddalonej o 11 km od krańca mapy. Po przełączeniu się mapy na następny arkusz okazuje się że tory prowadzą w środek tajgi i żadnej miejscowości tam nie ma. Jedziemy kawałek dalej i kiedy droga zaczęła się robić klaustrofobiczna decydujemy się na odwrót. Zawracamy na wąskim nasypie Patrola i Suzuki. Jadąc podziwiamy okolicę i ilości wody jakimi jest nasiąknięty las. 



Image



 Są takie polany że bał bym się przejść na piechotę nie mówiąc już o przejechaniu tego samochodem, bagno bez dna pokryte coś jakby pływającym mchem wyglądający jak bita śmietana w zielonym kolorze. Po drodze mijamy też wielką tamę bobrów które wykorzystując przepust pod nasypem (na mapie był most :-) ), blokując ją spiętrzyły wodę o prawie 1m i zbudowały żeremie pod nasypem kolejowym. Wysoki poziom wody z lewej strony powoduje że woda przelewa się w wielu miejscach przez nasyp szczególnie że nasyp tak naprawdę to utwardzona droga niewiele wystająca powyżej mokradeł. W drodze powrotnej zauważamy ułożone deski układające się w ścieżkę. Zatrzymujemy się i widzimy że tam stoi jakiś dom. Domem okazuje się stara przyczepa z drewnianą dobudówką. Jest do najprawdopodobniej domek myśliwski. Domek dzielił się na dwie części jedną zimową z wielkim łóżkiem i kozą wstawioną do środka obłożoną jeszcze cegłówkami aby lepiej oddawać ciepło, z lampą naftową gotową do użycia. Druga część domku robiło za kuchnie z dużą butlą gazową. W kuchni także było jedno łóżko do spania. Domek ciekawy ale niestety okolica strasznie zaśmiecona i wokół było pełno łusek po nabojach do sztucera. Zresztą „myśliwi” próbując lub ucząc się strzelać zrobili sobie strzelnice o świadczyły powieszone butelki z plastyku w których znajdował się śrut, zresztą strzelali też nie tylko ze sztucerów a też kałachów też o czym świadczyły liczne łuski i poranione drzewa. Na zewnątrz domku znajdowały się także „kapkany” czyli po polsku potrzaski na drobną zwierzynę. 



Image



 Wracając przejeżdżamy przez punkt startu w którym się rozstaliśmy z Rafałem i Przemkiem, od rozstania do campu jest około 7-8km i można do niego trafić po licznych śladach różnego rodzaju opon MT. Trochę zaczęliśmy się martwić bo od rozstania minęło przeszło 3,5 godziny. Po przyjeździe do obozu zmartwiliśmy się jeszcze bardziej kiedy się okazało że ich także tu nie ma. Coś mi się wydaje że Rafał i Przemek jadą z naszą załogą skorpiona.
Około godziny 21 przychodzi Rafał, mokry, ubłocony w kasku pilota i mówi że utopili samochód… trzeba jechać po nich ale nie wiadomo czy damy radę tam dojechać. Po chwili mówi do interkomu „nabrali się wjeżdżajcie” i Skorpion podjechał do naszego obozowiska. Okazało się że jak przypuszczałem Rafał z Przemkiem dogonili Skorpiona i pojechali całą trasę z nimi. W sumie to dobrze bo Kisiel ledwo się ruszał i jego działką była nawigacja. Oni także znaleźli domek myśliwski a dwoma ambonami. Pod którymi stała beczka z jakąś padliną przywiązaną drutem w jakiś sposób drutem do ziemi. Była to najprawdopodobniej przynęta na grube zwierze jakim jest niedźwiedź. Odcinek podobno nie był taki trudny i dało się go przejechać w wyznaczonym czasie 7 godzin. Oni prawie zrobili cały odcinek opuścili dwa lub trzy waypointy bo Kisiel się zapętlił zresztą przy beczce z padliną, zresztą już było czas wracać a ich start był tylko dla zabawy bo przez spóźnienie nie liczyli się w klasyfikacji na tym OSie. Opowiadali też że ktoś oznaczył objazd jakiejś rzeźni którego i oni wykorzystali. Nie wiadomo kto to zrobił czy organizator dla znajomych załóg czy jakaś załoga dla zaprzyjaźnionej załogi która jechała później. Najważniejsze jest to że chłopaki nie stracili ducha walki i walczyli do końca, nawet wtedy jak się dowiedzieli że nie będą klasyfikowani na tym OSie. 



Image



Jak dla mnie to ten dzień spowodował zapomnienie o porażkach i oraz dla mnie Oni wrócą na tarczy a nie z tarczą. Najważniejsze że nawet ostatniego dnia samochód jest nadal sprawny i może do St. Petersburga wjechać o własnych siłach a Człowiek uczy się najlepiej na własnych błędach a na przyszły rok przygotujemy się lepiej, już wiemy co nas czeka. Jak to powiedział Pawelec, u nas na rajdzie organizator dostał by gromy za to że bród przez rzekę jest głębszy niż 1,5m, kto chce się tu wybrać musi wiedzieć że na tych terenach to na dojazdówce może być 1,5m błota i woda bez dna. Pewna załoga z klasy PROTO (ta sama trasa co TR3) utopiła i uszkodziła auto tak że trzy dni stało w błocie. 



Image



 Na piechotę wrócili do bazy i dopiero organizator zorganizował ewakuacje samochodu. Taka ewakuacja samochodu jest płatna i tu nie ma się co dziwić. To nie jest ratowanie życia ludzkiego do tego, jak zapewniał organizator może użyć śmigłowca ale ratowanie mienia i to bardzo specjalistycznym sprzętem bo na te odcinki prawie nic nie wjedzie a na pewno nic napędzane przez koła. Tych odcinków nie sposób ominąć lub znaleźć objazd, mosty przez rzeki nie istnieją. Jadąc przez te lasy widać jak 1m dalej od drogi stoi woda. Trzeba te błoto przemielić własnymi kołami, udeptać nogami pilota oraz poczuć je jak smaży się na rurze wydechowej, nic pięknego w prawdziwym rosyjskim off roadzie. Albo jesteś porządnie przygotowany na prawdziwy off road albo nie i wracasz po pierwszych dniach do domu. Nie chodzi tu tylko o dzielność maszyny, należy być przygotowanym także fizycznie bo mimo że noce spędza się w obozie lub pod autem to nie jest lekko. Chłód, zimny wiatr, deszcz, wilgoć, kontuzje potrafią złamać nawet najlepszego. Wtedy zawsze musi być w załodze przynajmniej jedna osoba lub mała iskierka nadziei że warto, że będzie lepiej, że gorzej być nie może.
Kiedy przybyli i grzałem im ciepłe jedzenie, a dziewczyny robiły im ciepłą kawę i herbatę rozpoczęła się impreza zakończeniowa. 



Image



Impreza rozpoczęła się o fajerwerków, śmialiśmy się który leśnik pozwolił by strzelać fajerwerki w swoim lesie. Następnie rozpalono ognisko które miało wysokość 2m, oczywiście nie było wymaganych 100m od ściany lasów bo baza była w środku lasu. Była scena, były kolorofony, głośna rosyjska i europejska muzyka. Ale po fajerwerkach impreza rozpoczęła się od przysięgi osób które były pierwszy raz na Ładodze. Przysięgało się miedzy innymi że będzie się piło wszystko co się pali i co nie pali też.

 

Image



Zaczeły się zabawy przy ognisku. Pierwszą zabawą byłą wyścigi dwóch załóg, szturmena (kierowcy) i pilota (nawigatora). Szturman ciągnął trap na którym siedział Pilot. Następnie dwóm osobą wiązano nogi i biegły one wokół ogniska. W obu konkurencjach załogi ścigające się poruszały się w przeciwnych kierunkach. 



Image



Następnie przyszedł czas na prezentacje samochodów. Przyjechał UAZ który miał progi, zderzaki, odciągi, orurowanie zewnętrzne wykonane z żerdzi brzozy, nawet hlapacze z tyłu były wykonane z kory brzozy. Na dachu siedziała kukła z wiosłami, do felg miał przyczepione puszki po piwie które radośnie obijały się kiedy samochód się poruszał. 


Image



 Później rozpoczęła się głośna muzyka oraz tańce przy ognisku. Rafał nauczył ekipę Belgijską mówić „jak się masz”, jako tłumaczenie podał „kocham Ojca Rydzyka”. Było z tym dużo śmiechu jak trzy osoby na raz to mówiły. Tak naprawdę to dopiero wtedy widziałem pijane osoby na rajdzie. W obozach nie było widać alkoholu a noc była czasem odpoczynku dla ludzi i maszyn, no można poza jedną nocą w pierwszym campie ze śpiewem „Polska Biało-Czerwoni” ;-) coś koło 4 nad ranem.. Wtedy także dostaliśmy dyplomy uczestnika rajdu Ładoga Trophy 2009. Muzyka grała do białego rana… ale przecież tu nie jest ciemno. Kiedy się kładłem około godziny 3.30 muzyka jeszcze rześko grała.
Następnego dnia likwidujemy obóz i udajemy się w stronę St. Petersburga gdzie w klubie Jager jest końcowe podsumowanie Rajdu. Jedziemy w kolumnie razem z załogą Suzuki w którym jechali jeszcze Rafał i Przemek. Stojąc w ogromnym korku który spowodował mały karambol dziewczyny z Suzuki pognali poboczem i pojechali szybciej. My stojąc grzecznie w korku lekko się spóźniliśmy i trafiliśmy na samą końcówkę imprezy, zresztą i tak tu nie pasowaliśmy ponieważ byliśmy jeszcze w ubraniach bojowych. Oglądnęliśmy fragment film z zeszłego roku i poszliśmy ładować Skorpiona na lawetę. W knajpie minęliśmy się z Leną, Elizą, Rafałem i Przemkiem. Decyzja zapadła że dziś zostajemy w hotelu, zwiedzamy miasto i jutro rano wyruszamy. 
Ruszyliśmy w miasto aby zjeść jakiś obiadokolację. Zarekomendowaliśmy restauracje chińską w której jedliśmy już z Vitkiem obiad przed wyjazdem na bezdroża Ładogi. Tam zamówiliśmy wiele różnych smaków i każdemu wszystko smakowało, ja sam nigdy nie jadem tak dobrej chińszczyzny. Smakowały, nawet Kiślowi, przystawki kalmary i świńskie uszy pokrojone razem z ogórkami. Kiedy jedliśmy obiad dzwoni do nas Rafał i informuje nas że oni też zostają w hotelu i jutro rano ruszają do Polski razem z Leną i Elizą. Proszą abyśmy podjechali do hotelu bo musimy przepakować parę rzeczy z Patrola do Suzuki i z Suzuki do Patrola.
Nasza laweta z St. Petersburga będzie wyjeżdżać wcześniej więc jeszcze przed wyjściem w miasto musimy załadować samochody i sklarować sprzęt. Zajmuje nam to około 1,5 godziny. Z dachu Patrola pozdejmowaliśmy także ciężkie koła zapasowe do Skorpiona i przymocowaliśmy je na lawetę. Dopiero po tej operacji ruszamy w miasto, niestety na recepcji mówią nam smutną informację że za 45 minut będą podnoszone mosty i przejścia na drugą stronę miasta będzie niemożliwy. Przejść na drugą stronę to byśmy zdążyli ale mosty dopiero po 2 godzinach są opuszczane i nie moglibyśmy wrócić. Pojechaliśmy pod Ermitaż w trakcie jak ulica na most była zamykana. Zaczęliśmy się rozglądać gdzie tu zaparkować, patrzymy dookoła a Rosjanie po prostu zostawili samochody na światłach awaryjnych i poszli oglądać jak most się podnosi. Żeby było ciekawiej to nawet małe busy i duże autobusy tak stały. Trzeba sobie wyobrazić jak wyglądała wtedy ulica gdzie w dwóch rzędach po obu stronach ulicy stały samochody na światłach awaryjnych i nikogo nie było w nich a ludzie tłoczyli się na nabrzeżu. Mosty zaczęły się majestatycznie podnosić, towarzyszyły im przepływające stateczki „białej floty” z licznymi turystami które po kolei przepływali pod częścią nie zwodzoną. Mosty nie dla nich było podnoszone a dla dużych statków które wkrótce zaczęły płynąć. My obeszliśmy Ermitaż dookoła, przeszliśmy bramą pod dowództwem wojsk lądowych nad którymi jest umieszczony wielki posąg przedstawiający wojownika jadącego rydwanem. Piękne miasto a do tego każdy budynek, gmach jest cały oświetlony. Będąc w dużym mieście nie czuje się podziału na zachodnią Europę a Rosję. Ale wystarczy wyjechać 100km dalej aby zobaczyć krzywe drewniane domy i biedę ale za razem życzliwość i szczerą przyjaźń. Po małym zwiedzaniu wróciliśmy do samochodu i do hotelu na spanie na prawdziwych łóżkach w białej pościeli.



Image



 O godzinie 8 następnego dnia spotykamy się na śniadaniu a o godzinie 9.30 jedziemy już Forsterem w kierunku Polski. Lena wraz ze swoją wesołą załogą wyjechała godzinę wcześniej. Chcąc ominąć przejście graniczne Rosja – Estonia na którym spędziliśmy prawie 10 godzin decydujemy się zjechać bardziej na południe. Tą granicą jechała na Ładogę Lena z Elizą i na tej granicy nie stali długo. Droga dojazdowa do granicy była o wiele lepsza niż na granicę Estońską. Po drodze dwa razy nas łapie Milicja na radar. Raz pan milicjant wybiegł na ulicę machając swoją czarnobiałą pałeczką. Zaczęła się rozmowa „czemu ty Paweł tak szybko jedziesz”, „a bo dobra droga jest”, „ona nie jest dobra bo my tu stoimy”. Skończyło się na 300 rublach (ok. 30 zł) włożonych do specjalnej szufladki w samochodzie i otrzymanie informacji że jechać powoli bo dalej także stoją. Po drodze mijamy liczne patrole milicji z radarami i jakieś 100km dalej od ostatniego mandatu widzimy jak na poboczu stoi cywilny samochód otwierają się drzwi i milicjant wystawia radar. Od razu wyskakuje i zaczyna się dalsze rapowanie. Zaczęło się od próby wypisania mandatu na kwotę 1500 rubli ale po rozmowie: „A gdzie ty Paweł się tak nauczyłeś języka”, „a w szkole”, a który ty rocznik jesteś”, „….” „no widzisz ja też ten rocznik jestem” „ i co proponujesz” „a no u mnie nie jest mnoga Dzięgów może być 300 rubli”, no i pojechaliśmy dalej :-). Dalej jechaliśmy już wolniej bo miało nam kasy starczyć na obiad a w takim tempie wydamy ją szybko. Przed samą granicą tankujemy wszystkie samochody w sumie zatankowaliśmy około 400l benzyny, oleju i LPG. Nalewamy też do karnistrów po jednym na samochód. Przed samą granicą z tablic informacyjnych dowiadujemy się że odcinek do granicy jest płatny. Oczekując jakiejś lepszej drogi, autostrady dojeżdżamy do szlabanu, czyli punktu poboru opłat przed samą granicą.
Stojąc w kolejce widzimy naszą Polską załogę z Suzuki. Przez radio się porozumiewamy jak jest na granicy. Rafał powiedział nam że przez granicę nie można przewozić ani kropelki w karnistrze, a oni samo zatankowali dwa karnistry które mają przypięte na dachu i zaraz będą ich trzepać. My nie wiedzą co zrobić z nadliczbową liczbą oktanów 30l benzyny i 20l ropy próbujemy rozlać przynajmniej mały bak o pojemności 10l. Lejemy do skorpiona pod korek, do Forstera ale nadal jest jeszcze sporo. Przypominamy sobie o przypiętym do lawety agregacie i do niego wlewamy resztę. Pozbyliśmy się 10l co będzie z resztą… będziemy rapować.
Na granicy oczywiście wprowadzamy wesoły nastrój w pierwszy okienku w którym pani pogranicznik wypisywała pierwszą karteczkę. Żartowaliśmy sobie że my ją zastąpimy a ona może iść do domu. W następnym okienku pogranicznik ledwo piszący na klawiaturze wprowadzał wszelkie dane z drugiej karteczki która była deklaracją wyjazdowa. Strasznie się denerwował że wszyscy napisaliśmy ile wywozimy kasy z Rosji. Kiedy przyszedł czas na ostatnią, moją deklarację podbił ją coś tam pokrzyczał, pogniótł ją rzucając w kąt pomieszczenia i powiedział jechać dalej. Z celnikami nie było problemu bo sami już nas zagadali jak było na Ładodze. Skorpion interesował wszystkich, a sprawdzanie samochodów było naprawdę pobieżne. Strasznie się zmartwili kiedy zobaczyli kuśtykającego Kiśla wychodzącego z samochodu podczas kontroli. Pytali się czy oglądał nogę lekarz. Bardzo szybko sprawdzili jego część i kazali mu wrócić na miejsce usiąść. Na koniec odprawy celniczej życzyli mu szybkiego powrotu do zdrowia. Przejazd przez granicę UE przeszedł bez większych problemów. Pogranicznicy bardziej się skupili na paszporcie Ukraińskim Vitka i jego karcie stałego pobytu. Po 3 godzinach byliśmy już w UE a przed godziną 23 byliśmy już w Polsce w Agroturystyce w Potopach. Jadąc do granicy polskie widzieliśmy bardzo ciekawe zjawisko jaki była wielka, wąska i długa chmura cumulonimbus frontu ciepłego. My jechaliśmy wzdłuż niej przez co najmniej 50km a widać że ciągnęła się co najmniej kilka set kilometrów jeżeli nie więcej, takie chmury mogą się ciągnąć ponad 1000km. Po jednej stronie było czyste niebo a po drugiej mocno zachmurzone. Do tego trzeba dodać że chmura była nisko zawieszona nad ziemią i kolory zachodzącego słońca podświetlała jej kłębiaste dolne partie wprowadzając element grozy. Trochę wyglądała jak by w Polsce wybuchła bomba atomowa a chmura przypominała obłok radioaktywny.
Do agroturystyki przyjeżdżają też Lena, Eliza z Rafałem i Przemkiem. Oni także decydują się na nocleg i jutro rano jadą dalej. 
Laweta wyjeżdża następnego dnia po godzinie 8 i kieruje się w kierunku Gdańska aby odstawić Rafała i Przemka. My opuszczamy agroturystykę prze 12. O 22 jesteśmy w Szczecinie a godzinie 24 zdejmujemy Patrola z lawety i rozjeżdżamy się do domów. 

W rajdzie uczestniczyli... 

 Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image 

Image

 

 

Więcej zdjęć na stronie:

http://www.4x4.szczecin.pl/joomla/index.php?option=com_zoom&Itemid=52&catid=166


Jeden z cytatów znajdującym się na jednym z samochodów uczestniczących w rajdzie: 


Jeżeli macie wyobraźnie i cenicie sobie życie, trzymajcie się jak najdalej od torfowisk… 
Sir Artur Komandior

 

Benes 
4x4 Szczecin  </p

nbsp;