slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Dolnośląska przygoda 2013

Założenie było proste, powodowani reklamą z TiVi skusiliśmy się na eksplorację Tajemniczego Dolnego Śląska. W skład ekipy eksploracyjnej weszli: Jasiu Jeepem Grand Cherokie'm z bliźniakami Marcinem i Wojtkiem na pokładzie, Grzesiek Patrolem Y61 z córkami Basią i Kasią jako balast, Romek z Iwoną swoim nowym Y61 oraz ja wraz z małżowiną i nieletnim Jaśkiem jako pilotem w niezniszczalnym Patrolu Y60.

Termin wyjazdu ustaliliśmy na ostatnią sobotę czerwca czyli pierwszy weekend wakacji 2013. A na miejsce zbiórki na Dolnym Śląsku wyznaczyliśmy okolice zamku Czocha. Zwyczajowo, wyjazd mojego teamu się nieznacznie opóźnił i ze Szczecina wyruszyliśmy jako trzecia załoga, po Romku - który od rana zwiedzał zamek w okolicach Międzyrzecza oraz Grześku, który jako jedyny wyruszył z dziewczynkami o czasie. W trakcie jazdy, okazało się że w Deszcznie za Gorzowem odbywa się piknik truckerów i są kilometrowe korki. Chcąc je ominąć, zdecydowałem dojechać na Dolny Śląsk jadąc "żółtymi dróżkami" wzdłuż zachodniej granicy.

Czasami dobrze jest zjechać z głównych dróg, szybkich autostrad otoczonych ekranami dzwiękochłonnymi. Może te ekrany i są dzwiękochłonne, ale i są na pewno krajobrazochronne. Niestety. Tak więc zwiedzając naszą zachodnią rubież powoli przemieszczaliśmy się do celu naszego pierwszego etapu dopiero co rozpoczętej wakacyjnej przygody. W okolice zamku dotarliśmy prawie o tej samej porze. My czyli Romek, Grzesiek i ja. Ale to dzięki chłopakom z nowych Patroli rozbiliśmy obóz na super klimatycznym polu namiotowym pomiędzy Leśną a Suchą. Bardzo fajne miejsce z prysznicami i knajpką na terenie pola namiotowego [a właściwie pola z przyczepami kempingowymi]. Z pola do zamku Czocha jest około 1500 m, a do tamy wartej zwiedzenia około 200 m.

Klimatów i tajemnic zamku Czocha http://www.zamekczocha.com/ chyba zachwalać nie muszę. Gorąco polecam zwiedzenie tego obiektu bo na prawdę warto!!!!! [kręcone tam było nawet dwa filmy, "Gdzie jest generał" oraz "Tajemnica Twierdzy Szyfrów"] Wspaniały i tajemniczy zabytek z tragiczna przeszłością [szczególnie z okresu powojennego]. Po zwiedzeniu zamku pokusiliśmy się na odwiedzenie trójstyku granic Polski Czech i Niemiec. To taki ciekawy zakątek naszej ojczyzny, gdzie teoretycznie robiąc duży krok możemy być w kraju naszych zachodnich i południowych sąsiadów. http://www.google.pl/search?q=trC3%B3jstyk+granic+polski+czech+i+niemiec&sa=X&tbm=isch&tbo=u&source=univ&ei=BDfdUYXzJcHAtQay14CgAQ&ved=0CEEQsAQ&biw=1280&bih=672#facrc=_&imgdii=_&imgrc=2QB_Z2MgmRZdUM%3A%3B_L5K5z7JSRvAiM%3Bhttp%253A%252F%252Fimg844.imageshack.us%252Fimg844%252F6216%252Ftrjstyk.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fforum.muratordom.pl%252Fshowthread.php%253F165830-Bogatynia-moje-miasto%3B500%3B375 . Do trójstyku najlepiej jest dojechać od Czeskiej strony. Pozostawić samochód na parkingu na byłym przejściu granicznym i przez dziurę w płocie wejść na równą czeską ścieżkę dydaktyczną. Wracając z tego ciekawego zakątka odwiedziliśmy "wielką dziurę w ziemi" czyli kopalnię odkrywkową w Bogatyni oraz na gorącą prośbę Romka zrobiliśmy mały zajazd na naszych braci Czechów i najechaliśmy na zamek we Frydlandzie. Niestety nasi południowi sąsiedzi nie czekali na nas i zamknęli zamek na cztery spusty. Ale i tak warto było. Wieczorem, po tym dniu pełnym atrakcji zasiedliśmy do stołów suto zastawionych grilowanym mięsiwem oraz różnymi gazowanymi i nie gazowanymi napojami. W międzyczasie dojechał do nas Tomek swoim Grandem z bliźniakami. I już w pełnym składzie zaplanowaliśmy marszrutę na dzień następny. Rano w poniedziałek po dłuuugich nocnych rozmowach przyszła kolej na zwiedzenie zapory na jeziorze leśniańskim, wysokość około 40 metrów robi piorunujące wrażenie. http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/815,lesna-zapora-z-najstarsza-zawodowa-elektrownia-wodna-w-polsce.html.

Jako, że nasze terenowe potwory rwały się do "posmakowania" gleby sudeckiej, więc wytyczyłem na sztabówkach zarys trasy łączącej Leśną z okolicami Szklarskiej Poręby. Niestety, to nie nasze zachodniopomorskie klimaty. Tu pomimo, że trasa wyznaczona na papierze [mapie] nie koniecznie się chciała pokrywać z rzeczywistością. Pozamykane szlabanami obszary leśne, obszary chronione oraz zbocza gór nie pozwoliły na jazdę wg Ozi'ego. Musieliśmy się oprzeć na trasach wśród pól. I ta opcja jazdy okazała się bardziej ciekawa, namoknięte deszczami polne drogi co chwila powodowały używanie napędu 4x4. Koła wyrzucały kilogramy błota w powietrze, a fontanny burej brązowej wody z kałuż zalewały nam maski i szyby samochodów. Zabawa było przednia, lecz czas nie jest z gumy i musieliśmy zjechać na asfalt aby zdążyć za dnia obejrzeć wodospad Kamieńczyka. Szczęśliwie dojechaliśmy na czas.

Co mnie podkusiło aby ten wodospad z bliska obejrzeć????? Ileż razy się pomysłodawcy w myślach dostało, to tylko ja wiem i ten cholerny parokilometrowy szlak. Najpierw spokojny i płaski aby po połowie trasy przeistoczyć się w cholernie stromy i kamienisty.

dolnosl przyg2013 01 thAle ok "veni vidi vici". Na powrocie Ci którym było mało szumiącej wody, weszli jeszcze na wodospad Szklarki i czym prędzej ruszyliśmy do zamówionej wcześniej z trasy agroturystyki w Starych Bogaczowicach ul Główna 1. Miejsce godne polecenia. Bardzo dobry klimat, miła atmosfera i bliskość zamku Książ oraz kompleksów Rise....

Poranek zwyczajowo ciężki, ale swojskie wiejskie powietrze szybko regenerują zbytnio nadwątlone wieczornymi rozmowami siły. Poza tym bliźniaki Marcin i Wojtuś [lat 3] od 6.30 rano nadają jak najęci ;-) i ich wesoły szczebiot wypełnia ciszę tego poranka. Oczywiście starsze dzieciaki Basia, Kasia i Jasiek śpią bo i one wieczorem miały "kinderbal" i padły około 23.

Planem na ten dzień, jest eksploracja zamku Książ. Do zamku mamy około 10 km więc dojazd nie zajmie nam wiele czasu. Szybkie śniadanie, sklarowanie bagaży rozliczenie się z właścicielem i przez CB pada komenda "Pajechali". No i jest mały problem, CB Jasia w Jeepie zamilkło. Po zeszłodniowych ofrołdach urwał się kabel od magnesówki i z Jasiem kontaktu niet. Ale w XXI wieku w dużym kraju w środku Europy zakup anteny to nie problem, więc jadąc po drodze do zamku Książ w Wałbrzychu szukamy sklepu z w/w towarem. Haha, Wałbrzych nie jest w XXI wieku i sklep z antenami jest nie wiedzieć czemu zamknięty. Może i lepiej, Jasiu zawsze marudził przez CB, a teraz jest spokój -hahahaha.

Zamek Książ http://www.ksiaz.walbrzych.pl/ . Po prostu WOW !!!, że zacytuję klasyka Siarę "...mieli rozmach sk...syny".

 dolnosl przyg2013 02 th dolnosl przyg2013 03 th dolnosl przyg2013 04 th 

Koniecznie zwiedzaj z przewodnikiem, tylu ciekawych informacji dotyczących historii obiektu raczej w przewodnikach papierowych bym nie znalazł. I podobnie jak zamek Czocha, tak i Książ bardzo ucierpiał w okresie II wojny światowej. Nie tyle mury co wyposażenie, które najpierw rozkradli Niemcy, potem Rosjanie a na końcu nasi przedsiębiorczy rodacy. Polecam zwiedzenie również przypałacowych ogrodów. Dobry przewodnik ciekawie wkręci żądnych tajemnic eksploratorów w tajemnicze dzieje zamku w okresie ostatnie wojny, w działania niemieckiej organizacji Todt oraz działania rosyjskiej Smiersz. Jest czego słuchać.

dolnosl przyg2013 05 thPo parogodzinnym zwiedzaniu decydujemy na szybki przeskok z Wałbrzycha w góry Stołowe. Po drodze szybki obiad na przydrożnym parkingu i wieczorem jadąc przez Radków i pokonując dziesiątki zakrętów lądujemy u podnóża Szczelińca w Karłowie. Rozbijamy się na terenie gościnnego ośrodka Szczeliniec http://www.szczeliniec.pl/o_nas.php .

Przez najbliższe parę dni będzie to nasza baza wypadowa. Zwyczajowo wieczorkiem rozpoczynamy żywiołową dyskusję na temat wyższości zaawansowania technologicznego japończyków nad amerykanami. Bo i tak wiadomo, że "dżipy się psujom". Rano ohydne ptactwo z pełną premedytacją swym wrzaskiem oznajmiło że jest ósma rano i pora wstawać [na nast. wyjazd zabieram wiatrówkę albo innego sokoła lub orła]. Z rozlicznych atrakcji okolicy najpierw atakujemy Błędne Skały http://www.ziemiaklodzka.pl/bledne-skaly-labirynty . Oczywiście, jako że z nas wytrwali i zaprawieni piechurzy pokonujemy odcinek 4 km do wejścia na Błędne Skały od drogi samochodami. Wjazd na górny parking 10 pln i odbywa się o pełnych godzinach. Kupujemy bilety i ruszamy na około godzinną wycieczkę po labiryncie. UWAGA!! osoby "szczupłe inaczej" czyli waga powyżej 140 kg i wzrostu 190 niech się dobrze zastanowią przed wejściem. Może być czasami bardzo ciasno. A słyszeć śmiech rozbawionej gawiedzi za plecami widzącej dużych ludzi czołgających się po błocie jest bezcenny -hahahahahahah. Ale pomimo tego to na prawdę warto się czasami ubrudzić ale cały labirynt przejść. Turyści zmotoryzowani muszą pamiętać, że aby zjechać z Błędnych muszą czekać do każdej połówki godziny.dolnosl przyg2013 09 th

 Po wyczerpującej trasie po skalnym labiryncie zjechaliśmy do Kudowy na Basen, ups do Aquaparku Wodny Świat. Ceny dość przystępne, basen ze słona wodą, jacuzzi i rura do zjazdów. Można się trochę wyszaleć. Oczywiście po powrocie do obozu w Karłowie nastąpiła dalsza część żartów przeglądając zdjęcia z aparatów które robiliśmy na Błednych. Zwyczajowo nie zabrakło napoi gazowanych i nie gazowanych oraz grilowanego mięsa. Następnego dnia rano [równie męczącego jak poprzedni ranek] okazało się że lodówa mi w aucie klękła [prawdopodobne rozszczelnienie przewodów z freonem] i małżowina zarządziła "wyżeranie do czysta z lodówy". Tego dnia zdecydowaliśmy zdobycie Szczelińca. Bagatela 919 mnpm i tylko 750 schodów na szczyt. Cóż to jest dla mieszkańca IV pietra w bloku. Migusiem raz dwa trzy i na szczycie. Nasze kochane dzieciaczki Kaśka i Jasiek życzliwie nas informowały ile to stopni pokonaliśmy. 100, 200. 400. Przy 600 set wzywałem człowieka z butlą z tlenem. A na ostatnim całowałem ziemie jak pewien polityk SLD po wyjściu z helikoptera. Na szczycie jest schronisko, ale ceny maja światowe. Po odnalezieniu oddechu rozpoczęliśmy trasę po Szczelińcu. Wg mojej subiektywnej opinii, trasa na Szczelińcu jest jeszcze ciekawsza od trasy na Błęłdnych skałach. Ciekawsza oraz nie pozbawiona dreszczyka emocji. A w szczelinach zalega jeszcze śnieg [termometry wskazywały 30 stopni w cieniu]. Trasa raczej nie polecana dla dzieci poniżej 5 roku życia. Po zejściu do obozu ponownie zabraliśmy dzieciaki na basen do Kudowy, a nasze Panie udały się na podryw emerytów do Parku Zdrojowego. Wieczorem zwyczajowa biesiada okraszona zabawnymi opowieściami Marcina [właściciela ośrodka] zakończyła się późno w noc. .... cdn

 dolnosl przyg2013 07 th dolnosl przyg2013 08 th dolnosl przyg2013 10 th

Gościny pod Szczelińcem nadszedł kres i trzeba było się wybrać w dalszą drogę, ku nowym przygodom. Dawał nam się we znaki niedosyt typowo ofrołodych ścieżek ponieważ Karłów leży w sercu Parku Narodowego Gór Stołowych. Tak więc, nie chcąc popaść w konflikt z wymiarem sprawiedliwości ustaliliśmy dalszą marszrutę na południowo-wschodnia część Kotliny kłodzkiej. I mając roadbook z przewodnika Goodricha ruszyliśmy w drogę. dolnosl przyg2013 11 thRolę nawigatora przejął Jasiu. I on mając na pokładzie swoich bliźniaków prowadził naszą małą kolumnę jednocześnie nawigując, korygując błędy roadbooka oraz obsługując swoich synów. Ciężka to zaiste robota. Niestety roadbook miał masę błędów i Tomek porzucił opis trasy i zaczęliśmy jechać wg zamieszczonej mapki. Pomimo, że mieliśmy auta dobrze przygotowane do nawet ciężkiego terenu, to nie uniknęliśmy tzw. wtop. Gdzieś na szlaku w okolicach Srebrnej Góry trasa okazała się naprawdę ciężka. Niby nic wielkiego, dróżka zachaszczona na skraju lasu i wielkiego pola, koleiny. Pierwszy do przejazdu stał Jasiu swym Grandem, depnął po gazie, rzędowa szóstka zaryczała i poszedł jak wystrzelony z procy odrywając na przemian przednią i tylna oś od matki ziemi i po paru sekundach zniknął nam z oczy w chaszczorach. Tylko ryk silnika dawał znać że walka trwa na całego, coraz ciszej i ciszej. Po parunastu minutach słyszymy w CB, [antenkę zakupił w Wałbrzyskim Realu] że łatwo nie jest, ale jest przejezdnie. Przyszła kolej na mnie, myślę sobie, Y60-tka to nie jakiś tam SUV i zrobię to technicznie tzn po prostu wjadę, dam gazu i zamelduje się na końcu dróżki. Hahahaha, o naiwności moja hahahaah. Dwie i pół tony "aligansio" wkleiło w koleinki i bezradnie grzebało oponkami jak biedronka przewrócona na plecki. Diflock oczywiście też nie pomógł, pomogła za to Grzesia wyciągarka. Drugie podejście było już mniej taktyczne, a więcej siłowe, a dodatkowo ciążyła na mnie presja funkcji prezesa i następna wtopa była nie do przyjęcia ;-)))))).

 dolnosl przyg2013 13 thdolnosl przyg2013 14 thdolnosl przyg2013 15 th

dolnosl przyg2013 16 th dolnosl przyg2013 17 thdolnosl przyg2013 18 th

Tak więc konkretnie "położyłem ogień na tłoki" czyli po prostu dwójka i but. I tak trzeba było właśnie pokonać ten odcinek. Patrol swą masa połączoną z pędem poszedł jak nóż w masło i szczęśliwie znalazłem się na końcu koleinowo-błotnistej pułapki. Następny Grzesiu swoją Y61-ką niestety przyjął również taktykę "technicznie-wierzchnio-delikatną". No i błąd. I znów wyciągarka. Po skorygowaniu swych planów pokonania odcinka technicznie, przyjął dobrze znaną strategie "dwójka i but" ;-))). Ostatni Romek nic nie widząc [ścieżka była bardzo zarośnięta i wąska] wiedzę na temat przejazdu czerpał tylko z relacji przez CB. Oczywiście powodowany miłością bliźniego, odpowiednio dramaturgię przejazdu podkręcałem [prawie jak w horrorach Kinga]. I tak podkręciłem Romana, że konkretnie depnął po gazie, wskazówka obrotomierza na dłużej zagościła na czerwonym polu i przeleciał nad nami na dość wysokim pułapie ;-))).

dolnosl przyg2013 20 thPo tym mocno ofrołdowym odcinku dotarliśmy poruszając się polnymi dróżkami do okolic Bardo. Tam zrobiliśmy przerwę na obiad. W sąsiedztwie placu zabaw [ku uciesze naszych dzieciaków] i pięknej nowej świetlicy wiejskiej. Po posiłku dalej w trasę, znów Jasiu "na szpicy" i polnymi dróżkami, coraz wyżej i wyżej jechaliśmy do celu naszej wędrówki na ten dzień. Jazda po terenach górskich bardzo się różni od naszych zachodniopomorskich błotnistych klimatów. Po prostu inna bajka, inny styl ofrołdu. Dzień miał się już ku końcowi i ostatnią dziesięciokilometrową trasę pokonaliśmy już asfaltem. Celem naszej ekskursji na ten dzień był Wilkanów. Długa wiocha w okolicy Czarnej Góry. Nasz obóz znalazł swoje miejsce "U Gieni" sympatycznej kobity która przygotowała nam na kolację bardzo obfity posiłek z dwóch dań. No normalnie niebo w gębie...

dolnosl przyg2013 19 th dolnosl przyg2013 22 thdolnosl przyg2013 24 th

Krowy,byki kury,kaczki i inny drób grzebiący. No normalnie wiejska sielana. I to wszystko się budzi na długo przed pobudką białych wolnych ludzi na urlopie!!!! No ale trudno, trzeba się pionizować, bo przygoda nie czeka. Szybkie śniadanko. Bardzo obfite śniadanie dodam - Gienia zadbała o to! "Sztabówka" i zakreślacz na stół. Trasa wytyczona po kwadransie wpatrywania się w mapę. Kolumna ustawiona i ruszamy. "Najpierw powoli jak żółw ociężale...." aby po chwili już w swoim tempie przemierzać wąskie wiejskie asfalty. Przy mijankach trzeba zjeżdżać całym autem na pobocze. Z Wilkanowa kierujemy się na Idzików, niegdyś wiejska szutrówka, teraz już asfalt. Droga się pnie ostrodolnosl przyg2013 25 th pod górkę. Mój 4,2 generuje czarną zasłonę dymną bo i mu ropy nie żałuję. Z Idzikowa kieruję kolumnę na Nowy Waliszów. Już całkiem przemieszczamy się poza czarnym. Miło rozmyte polne dróżki powodują ciągłego "banana" na twarzy. Trasa biegnie ciągle pod górę, jak by to wzniesienie końca nie miało. Reduktor, trójka, dwójka, trójka i znów dwójka. Zdawać się może, że nic nas nie jest w stanie zatrzymać. I kolejny podjazd i zjazd. Jasiowi w Grandzie grzeją się hamulce [automat]. Ozi pokazuje wysokość 600 m npm. Wiem,że to nie Mt Everest, ale dla nas, ludzi z nizin, to i tak kosmos nie osiągalny na Pomorzu. Co chwila jakiś trawers, przed zsunięciem auta zabezpiecza nas koleina, czasami większa a czasami jej brakuje i wtedy robi się trochę nieswojo. Ale walczymy dalej. Docieramy do wioski Konradów. Jest kawałek asfaltu, czyli jest cywilizacja ;-). Następnie ruszamy w kierunku na Stronie Śląskie. Szybka korekta drogi z mieszkańcem wioski i już teoretycznie wiemy którędy jechać. Haha. początek trasy zapamiętałem "tylko wal główną najbardziej wyjeżdżoną drogą, bo się pogubisz w bocznych". Kurde, w którą miałem nie wjeżdżać ??. A laska, mam przecież mapę i mam Ozi'ego. Taaa. Najpierw było dość stromo. Krótko ale stromo, później się wypłaszczyło, drogę widać, dwójka reduktor i dajemy do przodu. Płasko się skończyło i zrobiło się stromo. ale droga nadal widoczna. Dwójka już nie starcza. Jedynka i do przodu. Widoczna droga się urywa na szczycie wzniesienia/łąki. Widok ZAJEKURNABISTY. !!!!

dolnosl przyg2013 27 th dolnosl przyg2013 28 th

Na Ozi'm 800 m npm. Ale cóż z tego widoku jak się droga skończyła. Na mapie z łąki nie ma wyjazdu. Z Jasiem rozdzielamy się na szczycie szukając zjazdu. Niestety nie ma. Zarządzamy odwrót ze wzniesienia. Jedynka, reduktor i zjazd ze wzgórza. Auta jak żółwie powoli "schodzą" metr po metrze w kierunku wioski która leży paręset metrów poniżej. Po drodze koledzy szukają możliwości zjazdu z łąki. Niestety bezskutecznie. Docieramy do podnóża wzniesienia. "Powodowany swym 6 zmysłem " ;-)) odnajduję właściwy zjazd z tej drogi którą zrobiliśmy pod górę. Spoglądam na Ozi'iego -Bingo! Droga pokryła się z rzeczywistością. Wołam przez CB chłopaków i po chwili już wszyscy razem ruszamy naprzód. Trasa po prostu... no fajna po prostu ;-). Cały czas zwiększamy wysokość jazdy. 500 m, 600 m. I co chwila jakiś zjazd w dolinkę. Aby po chwili znów rozpocząć wspinaczkę. W lesie jest trochę "spokojniej" bo i koleiny głębsze i drzewa bliżej. Ale i głębsze błoto z "metrówkami" powrzucanymi w celu teoretycznie łatwiejszego wyjazdu. Docieramy do szczytu wzniesienia około 830 m npm. Wysoko. Hahahaha. I znów mozolny zjazd w dolinę. Po drodze na jednej z rozlicznych łąk leśnych mijamy zapomniane przez Boga i ludzi opuszczone zabudowania. Kto tam mieszkał ? Dlaczego na takim odludziu? Jak tam dojeżdżał? a szczególnie zimą. Tego się nie dowiedzieliśmy, ale trasa wyjątkowo malownicza i dostarczyła nam wielu wrażeń.

Ze Stronia Śląskiego ruszamy w kierunku Kletna i atrakcji tego miejsca. I znów ostre podjazdy i zjazdy. I znów za Patrolem czarna zasłona przy podjazdach. Pseudoekolodzy dostali by zawału. To pewne. Jako, że czas zaczyna się nam drastycznie kurczyć, wskakujemy na asfalty. Świetne wąskie dróżki pod górkę i z górki. Ah, mieć sportowy wózek i ze 300 kucyków pod maską. Aha i jeszcze ze 20 lat i ze 30 kilo mniej. ;-))). Wiem, wiem takie rzeczy to tylko w Erze ;-)))).

dolnosl przyg2013 31 thDojeżdżamy do Kletna. Niestety, nie załapujemy się na zwiedzanie kopalni uranu a jaskinię Niedziwdzią mamy zamówioną na dzień następny. Więc przez szczyt góry jedziemy na stok na Czarną Górę. Wyciąg włączony, lecz szczyt góry tonie w chmurach. Nie ma sensu wjazd. Wracając do miejsca obozowania, zajeżdżamy do Międzygórza. Bardzo malownicza miejscowość z fajną alpejską zabudową. Dzieciaki z Grześkiem i Agnieszką idą do Ogrodu Bajek http://www.pttkmiedzygorze.ta.pl/?id=7 . Ja zostaję przy samochodach, Romek udaje się obfocić wodospad Wilczki http://www.miedzygorze.com.pl/atrakcje/wodospad_wilczki.html . Po czym wysyłam Romka z Iwoną na wieżę widokową na Trójmorski Wierch http://pl.wikipedia.org/wiki/Tr%C3%B3jmorski_Wierch .

Miejsce na tyle ciekawe, ze źródła z tego szczytu zasilają morze Bałtyckie, Północne oraz Czarne.

dolnosl przyg2013 32 thDrogi czytelniku, jeżeli będąc w Międzygórzu pokusisz się odwiedzić w/w Ogród Bajek, to usiądź, ochłoń, przejdź się. Może to rozchodzisz. Wyprawa z Międzygórza do Ogrodu Bajek jest nie warta poniesionego wysiłku aby się tam dostać. 0.5 h w jedna stronę pod stromą górę. Nie warto. To moja subiektywna opinia. Po tym dniu pełnym wrażeń wracamy asfaltami do Wilkanowa, po drodze odwiedzając lokalny sklep z artykułami spożywczymi....

Jako, że dla nas to była ostania noc wycieczki, więc i wieczór był nader skromny i można by rzec smutny. Wszystko co dobre to się szybko kończy. Na ostatni dzień zaplanowaliśmy zwiedzenie Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie http://www.jaskinia.pl/jaskinia/pl/index.php , oraz kopalni uranu http://www.kletno.pl/ . Dla chcących zwiedzić Jaskinię Niedźwiedzią ważne jest aby wcześniej [tydzień, nawet dwa w sezonie] zamówić sobie miejsce na zwiedzanie.

Rano nas opuszcza Grzesiek z dziewczynkami, wzywają go do Szczecina sprawy zawodowe. A my po sutym śniadaniu i po pożegnaniu się z naszą gospodynią wyruszamy już asfaltami do Kletna. Droga wiedzie na skróty przez Czarną Górę. Jako, że czas nas goni, to nie żałujemy na paliwie i w du..ie mamy eco drajwing ;-). W tym pospiechu nawet udało mi się podnieść wskazówkę temperatury do połowy skali -hahahaha. Na szczęście zdążamy na czas. Na pierwszy ogień odwiedzamy jedną z niewielu kopalni uranu na terenie Polski. Przewodnik opowiada o losie polskich górników pracujących w tragicznych warunkach. Pracowali tam robotnicy przymusowi - więźniowie z obozów pracy oraz niewielu wysoce opłacanych górników. Podziemna trasa nie jest długa i zajmuje około 45 minut. Jadąc od strony Kletna warto podjechać pod sama kopalnię, Są tam miejsca parkingowe. Następnie zjechaliśmy na duży parking w wiosce i udaliśmy się do głównej atrakcji Kletna, czyli Jaskini Niedźwiedziej. Z parkingu do jaskini trzeba sobie zarezerwować około 30 minut dla piechurów i ze trzy kwadranse dla mniej wytrawnych turystów. Bilety trzeba odebrać max na kwadrans przed wejściem do jaskini. Dobrze jest latem zabrać ze sobą cieplejsze ubranie, ponieważ w jaskini panuje stała temperatura 6 stopni. Oczywiście zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem i w ciągu około 40 minut snuje on ciekawą opowieść na temat samej jaskini jak i geologii. Na naukę zawsze jest czas ;-)).

dolnosl przyg2013 33 thPo eksploracji jaskini udaliśmy się do samochodów. Niestety nadszedł czas zakończenia naszej Dolnośląskiej Przygody. Wszystko co założyliśmy zwiedzić, zwiedziliśmy. Na koniec bardzo pozytywnie nas zaskoczyła wizyta w restauracji Bikers Choice. http://www.motogen.pl/Bikers-Choice-Kletno-2,5025.html . Bardzo duże posiłki w cenach przyzwoitych, niepowtarzalna atmosfera, znalazło się nawet parę fotek ekipy ofrołdowców z Dolnego Śląska.

I po tym pozytywnym akcencie gastronomicznym nasza drużyna się rozjechała. My z Jasiem w kierunku Szczecina a Romek z Iwoną zaatakowali Czechy.

W żadnym z podlinkowanych obiektów nie mam udziałów, a podałem je tylko dla ludzi którzy chcą wiedzieć więcej.

 

Słowem podsumowania dodam tylko, że była to jedna z bardziej ciekawych wycieczek [a byłem już na paru] z super dobrana ekipą wyjazdową i zdecydowanie czas za szybko płynie hahahaha.

Piotrek Machowski