slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Albania 2015 okiem 'Prezesa' cz. 4

 

Na promie stało tylko naszych pięć samochodów. Była również niewielka grupka pieszych turystów. Tak więc mieliśmy cały prom prawie do własnej dyspozycji. Część z nas jadła śniadanie, a reszta rozkoszowała się otaczającymi widokami. Prom płynie w przepięknej dolinie. Otaczały nas szczyty po 300-400 metrów wysokości. Cały rejs trwa około 3 godzin i w południe dobiliśmy do nabrzeżna w Fierze. Jakież było nasze zdziwienie, jak na kei spotkaliśmy dwa auta na polskich numerach, a w dodatku jedno z nich miało choszczeńskie numery. Navara i Jeep Grand Cherokiee. Załogi obu aut przypadkiem lub dziwnym trafem odłączyły się od swojej grupy i sprawiały wrażenie zagubionych w tej albańskiej rzeczywistości.
Z Fierze ruszyliśmy do Kukes drogą SH22. Jest to wspaniała asfaltowa droga. Bardzo kręta. O dużej różnicy wzniesień. Asfalt daje poczucie pozornego bezpieczeństwa, lecz nie odważyłem się przekroczyć 60 km/h ;-)) Średnia prędkość oscylowała około 30 km/h. Strasznie długo się tą droga jedzie i po paru godzinach ma się już serdecznie dosyć ostrych zakrętów (bez zabezpieczeń), serpentyn podjazdów i zjazdów.
Jako że SH22 zajęła nam dużo czasu postanowiliśmy wjechać do Kukes w celu uzupełnienia zaopatrzenia oraz paliwa. Znaleźliśmy nawet dość dużo stacji benzynowych, lecz na żadnej nie można było płacić kartą! Taki pech. Na szczęście są bankomaty. Tankowanie, zakupy spożywcze, alkoholowe i w drogę bo to miasto wywarło na mnie bardzo przygnębiające wrażenie. Jakoś pod skórą czułem dziwne zagrożenie. Przy okazji zdecydowaliśmy że na nocleg zatrzymamy się nad pobliskim jeziorem koło wioski Bushat. Tak więc bez żalu opuściliśmy zaprowiantowani niegościnne Kukes udając się w kierunku wcześniej wymienionej wioski. Niestety wioska Bushat okazała się totalnym nieporozumieniem, przywitały nas wysokie mury posesji udekorowane potłuczonymi butelkami i drutem kolczastym, a jedyny dojazd do jeziora okazał się wysypiskiem śmieci. Niestety wszystko to do kupy wywarło na nas przerażające wrażenie i bardzo szybko opuściliśmy tą nieprzyjazna okolicę.
Niestety, godzina była już mocno wieczorna a szanse na bezpieczny nocleg bardzo małe. Z wcześniejszych przygotowań miejscówek pamiętałem, że "w pobliżu" jest kemping lecz nie miałem dokładnego adresu. Ale od czego są przyjaciele. Wykonałem szybki telefon do Jasia w Szczecinie i po paru minutach mamy dokładny namiar wraz z nr telefonu i pozycją GPS. Po telefonie do właściciela dowiadujemy się że mają miejsce dla nas i czekają. Wg Albańczyka to około godzina góra półtora jazdy. Automapa mówi całkiem co innego. 28 kilometrów pokonamy w trzy godziny. Dodam, że jest już ciemna noc a przed nami 30 km drogi wyciętej w półkach skalnych z czyhającymi przepaściami na 90% drogi. Tak więc ruszyliśmy w kolumnie która się po paru minutach rozciągnęła na dwa kilometry z powodu wielkiego zakurzenia. Tą zdradliwą ścieżkę pokonywaliśmy z oszałamiającą prędkością 15-20 km/h, i tak kilometr za kilometrem posuwaliśmy się mozolnie do przodu. Każdy następny zakręt i nawrót zbliżał nas do celu czyli do kempingu BioFarm Reci. Po mniej więcej 90 minutach słyszymy głos Mikołaja przez CB: "uważajcie, jest duży problem!!!!" Okazuje się, że część tej wąskiej drogi podmyła woda i brakuje około 30 cm podłoża. Tak więc koła jednej strony w połowie "wiszą nad przepaścią". Chyba, każdego z nas ten przejazd kosztował duuużo nerwów. Chwilę później spotykamy Mercedesa 407 Doka załadowanego lokalesami. Nie wiem jakim cudem oni tam się przemieszczają z ich kosmicznymi prędkościami??!!. Po drodze mijamy jeszcze dwa mosty rodem z filmu "Cena strachu". Dojeżdżamy wreszcie do miejscowości Zall-Rec, lecz okazuje się że to nie koniec naszej wędrówki pod górę. Dostrzegamy znak kemping 2 km. I to 2 km ostrego podjazdu pod górę. Pomagam sobie reduktorem i załączonym napędem na cztery. Wreszcie około 23 docieramy do celu, wita nas właściciel oraz jego rodzina. Tłumaczem jest oczywiście jedno z dzieci właściciela. Na stole pojawiają się sery, jakieś mięsiwo oraz oczywiście alkohole. Po powitalnym poczęstunku dziękujemy gospodarzom i przenosimy się we własne grono. Emocje drogi dojazdowej powoli nas opuszczają i wraz z ilością rosnących promili stajemy się bardziej wyluzowani. To była naprawdę niebezpieczna droga i robienie jej w nocy graniczyło z głupotą. Ale cóż, czasami jesteśmy zmuszeni zrobić coś głupiego aby na koniec coś tam dobrze wyszło. BioFarm Reci okazało się miejscem bardzo przyjaznym i fantastycznym jeżeli chodzi o drogę dojazdową. Lecz nie odważył bym się tej dojazdówki robić autem cywilnym bez napędu 4x4. Jej cały urok dopiero dojrzeliśmy następnego dnia, kiedy to musieliśmy nią wrócić do cywilizacji - do autostrady która się rozpoczynała w Kukes...

 

077.jpg080.jpg085.jpg092.jpg095.jpgdscf1823.jpgdscf1829.jpgdscf1830.jpgdscf1837.jpgdscf1841.jpgdscf1843.jpgdscf1851.jpgdscf1852.jpgdscf1877a.jpgdscf1879.jpgdscf1890.jpgdscf1893.jpgdscf1898.jpgdscf1902.jpgdscf1903.jpg