slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Albania 2015 okiem 'Prezesa' cz. 6

Do miasta chcieliśmy wjechać z fasonem pod sam zamek, skąd rozpościera się piękna panorama. Waldemar prowadził naszą kolumnę coraz bardziej zagłębiając się w uliczki centrum. Gjirokaster nie bez powodu jest zwanym "miastem tysiąca schodów". Tam wszędzie jest pod górę!
I tak powoli pięliśmy się teoretycznie w kierunku zamku który góruje nad miastem. Uliczki stawały się coraz węższe i węższe, a podjazd coraz bardziej stromy i nadszedł czas na włączenie reduktora. W pewnym momencie było już tak wąsko, że od lusterek do ścian budynków było około 20-30 cm! Taki "urban car hill climbing" nam przypadkiem wyszedł ;-). Lokalesi się nam bardzo dziwnie przyglądali z okien, co to za cudaki się po ich uliczkach pchają. Wreszcie któryś ze spotkanych po drodze uzmysłowił nam, że do zamku tędy nie dojedziemy - i tak się zakończyła ta nasza wspinaczka. Zjechaliśmy paręset metrów niżej i tam porzuciliśmy nasze auta. My, czyli ja z Sylwkiem. Reszta pojechała znaleźć odpowiednią drogę na szczyt do zamku. Droga na szczyt w czterdziesto stopniowym upale była ponad nasze siły ;-), ale widok ze szczytu okazał się wart tego wysiłku. Wczesnym popołudniem po zatankowaniu opuściliśmy rodzinne miasto Envera Hodży i skierowaliśmy przez Sarandę ku wybrzeżu. Niestety nasza trasa w tej części wycieczki prowadziła już asfaltami. Tak "zahaczając" prawie o granicę albańsko-grecką odbiliśmy na zachód na górskie serpentyny. Znów wąska droga i znów ostre prawe, i lewe winkle. Ostre podjazdy i serpentyny. Na tych drogach nie sposób się nudzić. Jadąc dalej zahaczyliśmy lekko o Sarandę i dotarliśmy do nadmorskiej drogi która łączy miasteczka i wioski wzdłuż albańskiej riviery. Prędkość nasza niestety ponownie spadła z powodu trudnej drogi i wspaniałych widoków.
Miałem parę namiarów na campingi których na południowych wybrzeżu Albanii jest dość dużo. Jadąc od południa mijamy Piqeras, Borsh Porto Palermo i docieramy wreszcie do celu naszej wędrówki. Do Himare. W samym Himare jest co najmniej pięć campingów przy samej plaży. My się decydujemy na camping Livadh. Ostatni na tej plaży usytuowany w cieniu drzew oliwnych [co jest bardzo ważne przy tych temperaturach]. Na miejscu mamy do dyspozycji również klimatyczna knajpkę należącą do campingu z bardzo przyzwoitymi cenami. Plaża oczywiście kamienista, można skorzystać z zadaszenia na plaży. Woda bardzo czysta i przejrzysta. Niestety, dno szybko się obniża i już 4 metry od plaży jest ze trzy metry głębokości. Na plaży stoi oczywiście postkomunistyczny podwójny bunkier ;-)))).
Towarzystwo na campingu bardzo internacjonalne: albańczycy, niemcy. włosi i oczywiście Polacy! Z plaży widać grecką wyspę Korfu.
Nasz obóz rozbijamy na końcu campingu, szybko wchodząc w komitywę z naszymi rodakami. Gorące noce oraz dźwięk cykad połączone z napojami wyskokowymi powodują, że czas miło upływa. Lecz nic nie trwa wiecznie. Po dwóch dniach tej sielanki trzeba niestety ruszać na północ. Do domu. Pierwsi opuszczają nas koledzy ze Śląska, Rysiek z Kamilem startują krwawym świtem żegnani słowami "szerokiej drogi" przez resztę grupy. Koło południa wyrusza Mikołaj, Danka i mała Natalka razem z Sylwestrem, Moniką i Lenką. Jadą oni w kierunku Rumunii aby jeszcze trochę powłóczyć się po Bałkanach. Tym sposobem rozsypała się nasza "Drużyna Pierścienia" ;-).
My z Waldemarem opuszczamy gościnny camping Livadh po obiedzie i kierujemy się na północ ku Szkodrze. Po drodze zaliczając bardzo widokowy podjazd na 1100mnpm obok Mt Cika. Potem perłę riviery albańskiej Vlorę. Pod wieczór docieramy do Szkodry na Lake Shkodra Resort. Odpalamy ostatniego grila w Albanii wpatrując się jak urzeczeni w pożar lasów w drodze do Teth. Pożar widać jak na dłoni. Przerażający to niestety spektakl. Rano opuszczamy Albanię wjeżdżając do Czarnogóry. Przez Podgoricę i Niksic docieramy do Bosni i Hercegoviny. Jedziemy dość szybko, oczywiście w miarę możliwości, bo mamy w planie powłóczyć się wieczorem po Dubrovniku. Niestety parogodzinne oczekiwanie na wjazd do Chorwacji z Bośni dość boleśnie zweryfikowało nasze plany. Trzy i pół godziny stania w pełnym słońcu na granicy. Kurcze, jak to szybko człowiek się przyzwyczaja do dobrego. Do unijnego braku granic i odpraw celnych!. Około 18 mijamy Dubrovnik i pędzimy w kierunku Makarskiej. Stajemy na kempingu Podaca. Bardzo nie miły właściciel. Ceny nie przyjazne. Szczerze nie polecam. Rano rozstajemy się z naszym ostatnim towarzyszem podróży. Waldek z Katarzyną odjeżdżają w kierunku Chorwackich wysp. Ciężko się rozstawać. Bo dobrze się z nimi podróżuje. Ale cóż. Ruszamy w swoją drogą już sami. Powtórzył się scenariusz z zeszłego lata. Wracamy do Szczecina sami. I znów Chorwackie autostrady, i znów temperatury sięgające 37 stopni. Spotykam na stacji po drodze sympatycznego motocyklistę ze Świnoujścia który samotnie na Hondzie Valkyria 1500 podróżuje po Chorwacji i Czarnogórze. Opuszczamy Chorwację i wjeżdżamy do Słowenii. Nie kutwiąc eurasów kupujemy winetę na autostradę i tym sposobem po półgodzinie jesteśmy już w Austrii. Dzięki pomocy Jasia [i nie chodzi mi o mojego syna] który to podaje nam namiar na austriacki camping w Spital am Pyhrn. Mniej więcej w połowie Austrii. Pierwszy raz w trakcie tej naszej "albańskiej wycieczki" przykryliśmy się śpiworami w namiocie a rano mieliśmy rosę na namiocie ;-). Rano szybkie śniadanie i ostatnie 950 km do domu. Do Szczecina. Około 21 wyłączyłem silnik pod moim domem i tym sposobem zakończyła się ta bałkańska wycieczka.

Krótkie podsumowanie:
Liczba kilometrów - 5250
ilość spalonej ropy - około 700 litrów
średnie spalanie -13,5/100
winety, autostrady, tunele, promy 160 euro
średni koszt noclegu 3 os + samochód z namiotem dachowym - 20 euro
awarie sprzętu - 0

Czy warto jechać do Albanii? - warto
Czy w Albanii jest tanio? - tak jak w Polsce
Czy w Albanii jest niebezpiecznie? - nie czułem się zagrożony
Czy pojechałbym jeszcze raz do Albanii? - gdyby Albania leżała 1000 km bliżej, zdecydowanie tak, pojechałbym.

Piotrek Machowski
Prezes