slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Grecja 2016 cz. 2

 

Kamping Rea jest dość ciasny. Miejsca postojowe dość małe i przez to brakowało nam swobody. Oczywiście jak to na kempingach na południu o 22:00 cisza jak makiem zasiał. Tak przy okazji w Grecji jest czas przesunięty względem "naszego czasu" o godzinę do przodu. Odpalamy grilla i raczymy się trunkami z polskich zapasów. Następnego dnia ruszamy na "morską wycieczkę" wykupujemy rejs na płw. Athos. Na tym półwyspie zamkniętym dla turystów znajduje się kilkanaście monastyrów dostępnych od strony morza. Całodniowa wycieczka statkiem doskonale nas regeneruje. Wieczorem tradycyjnie uszczuplamy polskie zapasy.
Rano po kąpieli w morzu ruszamy w kierunku masywu Olimpu. Do celu mamy około 250 km. Wczesnym popołudniem docieramy do Litochoro. Małego sennego urokliwego miasteczka z ciekawą architekturą. Stamtąd wyruszamy bardzo krętą drogą wgłąb masywu. Nasza trasa wiedzie non stop pod górę. Nachylenie jest dość spore i w użyciu jest tylko II i III bieg. Niestety mój Patrol ma wolnossący silnik i muszę go kręcić na wyższych obrotach co powoduje dość pokaźny "czarny obłok" za samochodem.
Po dwugodzinnej wspinaczce docieramy do końca drogi. Na parking pod Prionii. Po sesji zdjęciowej ruszamy z powrotem w dół. Okolica jest bardzo ciekawa, na tyle że mamy w planie następnego dnia powłóczyć cały dzień po okolicy. Tak więc zjeżdżamy w kierunku morza na camping. Jako, że jesteśmy na Rivierze olimpijskiej docieramy do campingu Olimp. Niestety kolejne zatłoczone miejsce, ale na całej powierzchni jest WiFi. Co niezmiernie cieszy mojego syna.
Niestety rano okazuje się w Romka Patrolu zabrakło prądu. Dwie lodówki skutecznie wyssały akumulator do zera. Po reanimacji ruszamy na szutrowe szlaki Olimpu. Niestety mój OziExpolrer z mapami Grecji jest źle skalibrowany i pozycja samochodu nie pokrywa się ze ścieżkami. Muszę nawigować "na czuja". W trakcie jazdy po szutrach nigdzie nie widziałem znaków zakazujących wjazd. Jedną z ciekawszych dróżek prowadzi z Petry przez Kokkinopilos do Pithio. Na wyjeździe z Kokkinopilos jest fajna klimatyczna knajpka z pyszną TANIĄ grecką kawą. Polecam. Te greckie olimpijskie szutry są w miarę równe i dość szerokie. Bardzo różne od np. albańskich szutrów. Po całodniowym szlajaniu się po górach z żalem kierujemy się w kierunku kolejnego campingu, choć dla chętnych można śmiało znaleźć nocleg na dziko. Po drodze zajeżdżamy do Larisy na uzupełnienie prowiantu. Całe szczęście, że jest już po sjeście, więc wszystkie sklepy są otwarte. Sjesta w Grecji jest od 14 do 18. Z Larisy kierujemy się na Agiokampos, małą mieścinkę na wybrzeżu. Camping nazywa się Aegeas i wszystko było by OK gdyby nie jeden szczegół. Ten camping nie leży w bezpośredniej bliskości morza!. Do morza jest jakieś 500-600 m. Ale jest to ciche i spokojne miejsce niezbyt zatłoczone z fajną knajpką na terenie. Prowadzi go bardzo wyluzowana kobitka. Wieczorem grillujemy nasze pierwsze greckie suvlaki. Wybornie smakują w wybornym towarzystwie popijając dobrze schłodzoną wódką.
Rano, po sesji zdjęciowej z właścicielką campingu ruszamy dalej w trasę. Tu nasze drogi się rozstają. Roman z Iwoną jadą bezpośrednio w kierunku Aten. My też lecz inną drogą.
Wracamy do Larisy i autostradą jedziemy na południe. Temperatura wg mojego termometru dochodzi do 42 stopni. Droga rozgrzana do czerwoności szybko umyka spod kół. Po drodze zajeżdżamy w miejsce gdzie Grecy stoczyli bój z Persami. Docieramy do Termopil. Oczywiście pamiątkowe fotki, chwila na odpoczynek. Przy okazji szukając pomnika trafiamy do małego obozu uchodźców dobrze pilnowanych przez greckie służby oraz pod gorące źródła które wypływają z gór tworząc mały wodospad. Ruszamy dalej w drogę. Ponownie autostradą w kierunku Aten. Wczesnym wieczorem dojeżdżamy do Maratonu na camping Ramn us...