slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Gruzja 2017 cz. 2

2017 gruzja cz2

...Trzeciego dnia rano wyruszamy na "podbój Gruzji". Kierujemy się w kierunku Zugdidi. Początkowo do Poti jedziemy zatłoczona nadmorską drogą. I tu pojawia się ponownie konfrontacja europejskiego stylu jazdy z gruzińskim. Gdzie wyprzedzanie "na trzeciego" to najnormalniejsza normalność, gdzie można sobie stanąć na drodze w każdym miejscu, gdzie na zakręcie z podwójną ciągłą możesz spotkać na swoim pasie samochód jadący z naprzeciwka. Ale w tym szaleństwie jest jakaś metoda. Po drugim dniu jazdy, potrafiłem się przystosować do "ich stylu jazdy" i nawet całkiem mi on odpowiadał. Tym bardziej że jechałem prawie trzytonowym Patrolem ze stalowymi zderzakami. Droga przebiegała nam dość sprawnie, po drodze mała przerwa na tankowanie. Cena paliwa porównywalna z cenami w Polsce. Oczywiście płatność kartą jest czymś jak najbardziej normalnym.
W Zugdidi zjeżdżamy z głównej drogi na lokalną "7". Po drodze stając na dość dziwnym cmentarzu, który wyglądał jak przydrożne murowane budki z kebabem. Ale jak się później okazało, tak wyglądają gruzińskie cmentarze.
Po drodze jedziemy zobaczyć na własne oczy drugą co do wielkości "łukowatą zaporę wodną" [druga jest ona wg Gruzinów, w rzeczywistości jest chyba ona czwarta na świecie], tama wodna Enguri w pobliżu miasteczka Jvari na rzece Inguri.
Info dla leniuchów, do tamy można podjechać i tylko ostatnie 300-400 metrów trzeba "z buta" zaliczyć. Zapora robi wrażenie, ma wysokość 270 metrów i widok z jej korony jest zapierający dech w piersiach. Taka ciekawostka: zapora znajduje się w Gruzji a elektrownia wodna jest w Abchazji, czyli terenie kontrolowanym przez Rosję. Ale jakoś to działa.
Droga dalej wiedzie wzdłuż sztucznego jeziora koloru turkusowego. Kręta i malownicza trasa. Mniej więcej po trzydziestu kilometrach jezioro się kończy i miejsce jego zastępuje rzeka Inguri. Bardzo dzika i rwąca rzeka o kolorze szaro-czarnym. Stajemy na krótki odpoczynek i posiłek, zjeżdżam nad samą rzekę. Robi ona na nas piorunujące wrażenie, ilość wody jaka się przetacza w każdej chwili jest po prostu ogromna. Opuszczamy tę nasza fajną miejscówkę i jedziemy dalej w góry w kierunku Mestii. Droga w zadziwiająco dobrym stanie, ruch umiarkowany, mijamy parę tuneli które są w budowie może w remoncie. W każdym z nich woda leci z sufitu, ale nam to jakoś bardzo nie przeszkadza. Droga prowadzi nas ciągle wzdłuż Inguri potężnym wąwozem. W pewnym momencie zauważamy most nad tą rwącą i dziką rzeką. Most wiszący drewniano-stalowy. Prawie tak ja na filmie "Cena strachu" kiedy Roy Scheider przejeżdża go swoim GMC. Wyglądał na mniej wytrzymały niż był w rzeczywistości, ale zdecydowaliśmy się na przejazd przez niego. Oczywiście moją załogę grzecznymi słowami wyprosiłem przez przejazdem z auta. Wcale mocno nie oponowali.
Przejazd robił wrażenie i nie będę kozaczył, strach mnie obleciał, ale warto było.
Po południu dojeżdżamy do Mestii. Bardzo ładnego zadbanego kurortu położonego w górach. W miasteczku jest nawet lotnisko. Znajdujemy camping [są tam co najmniej trzy campingi] i rozbijamy obóz. Przy okazji wieczornego integrowania się z okoliczną ludnością poznajemy Karinę. 30 letnią Niemkę ze słowiańskimi rysami twarzy ponieważ jej rodzice byli Niemcami z Siedmiogrodu [w Siedmiogrodzie mieszka niemiecka mniejszość]. Co ciekawe Karina od 19 roku życia podróżuje po świecie, pracując zarabia na następne podróże. Taki ma pomysł na życie.
Wieczornym opowieściom nie ma końca i wieczór przeciąga się do późnych godzin nocnych…



Ciąg dalszy w trzeciej części opowieści