slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Maroko 2019 cz. 3

 

2019 maroko cz3...Taki "chłodny" poranek. Nie, nie chłodny. Ten poranek był po prostu zajebiaszczo zimny !
Taki poranek ma jednak swój plus dodatni ;-), nie trzeba długo czekać aż ostygnie świeżo zagotowana herbata ;-). Szybkie śniadanie i składanie namiotu. Miałem poczekać aż stopi się lód na tropiku, ale dałem spokój. "po drodze przeschnie". Wraz ze wschodem słońca i jego wędrówką po niebie dość szybko wzrastała temperatura. Około 9 było już z 10-15 stopni na plusie. Wyruszyliśmy przed siebie, do przodu, na południe Maroka. Dookoła nadal nas otacza hamada [pustynia kamienista]. Droga którą się jedziemy jest zwykłą szutrówką zrobioną przez równiarkę lub inną maszynę budowlaną, może spychaczem ? Nie ważne. Ważne ,że jest dość równa i możemy sobie trochę pofolgować z prędkością. Przeładowany Patrol ładnie wybiera z rzadka występujące nierówności w trasie. W oponach mam około 1,7 atm, więc i tarka występująca co jakiś czas mocno nam nie doskwiera. Widok dookoła dość "księżycowy", z lekka pofałdowana ogromna równina z majaczącymi na horyzoncie górami Atlasu Średniego. Dróg dookoła nie ma za wiele, mijaliśmy w ciągu godziny może ze dwie, trzy krzyżówki z takimi samymi szutrowo-kamienistymi drogami. Siedzib ludzkich czy innych zabudowań też nie ma za wiele. Może z pięć domostw [obejść] leżących gdzieś z dala od drogi. Raczej biednie wyglądające ale za to z wielką anteną tv-sat na dachu.
Gdzieś w połowie dnia ścigania się po bezdrożach, wjeżdżamy w koryto wyschniętej rzeki. Podłoże się zmieniło z szutru i małych kamyczków na większe kamienie. Takie jakie bywają na dnie górskich rzek. A krajobraz z monotonnego i płaskiego stał się dużo ciekawszy i inny. Nasza trasa wiła się razem z wąwozem którym w trakcie opadów musi się przewalać masa wody. Świadczą o tym potężne drzewa leżące co jakiś czas na trasie oraz potężne głazy które woda spychała gdzieś z gór. Ściany wąwozu są wysokie zarówno z lewej jak i prawej strony. Bliskość ścian wąwozu potęguje dudnienie mojego 3" wydechu. Co powoduje "wiecznego banana" na twarzy. Pięknie pracuje ta rzędowa szóstka [sorry za mój narcystyczny zachwyt, ale taka jest prawda]. Po parogodzinnej jeździe bezdrożami obiad przyrządzony na kuchence turystycznej smakuje wyśmienicie ! Po posiłku ruszamy dalej. Wysokość n.p.m. oscyluje około 600-800 m. Powoli ściany wąwozu maleją i wreszcie go opuszczamy.
Zaczynamy się wspinać powoli coraz wyżej i wyżej. Dookoła widoki stają się górskie. Wjechaliśmy w pasmo Atlasu Średniego. Droga którą się poruszamy jest raczej kiepskiej jakości, co oczywiście wcale mi nie przeszkadza, a nawet powoduje duże zadowolenie. Jako,że pniemy się ciągle pod górę Patrol nie ma lekko i spaliny wydostające się z wydechu prosto w podłoże podrywają tumany kurzu. Za autem jest po prostu siwa zasłona dymna.
Mijane osady Marokańczyków [może bardziej Berberów] są raczej ubogie, domy z malutkimi oknami lub bez okien, wszystkie zabudowania maja kolor wyschniętej gliny. Spotykamy też szałasy. I wszędzie kozy i owce. Dość sporo tych zwierzaków dookoła. Mieszkańcy czy starzy czy młodzi wyciągają ręce po "coś od nas", cokolwiek. Kasę, ubrania, jedzenie etc etc. Każdy dzieciak mijany przez nas ma wyciągniętą rękę "po coś". Trochę to jest nie fajne. Niestety. Biały człowiek jest tylko kojarzony jako ten co coś musi dać. No trudno.
Po kilkunastu kilometrach tych górskich wędrówek przejeżdżamy pasmo Atlasu i wjeżdżamy na asfalt.Na drogę N 13. Przed nami miasto Errachidia. Dość spory ośrodek akademicki oraz duży garnizon wojskowy. Mają tu nawet lotnisko. Próba ominięcia miasta jadąc na azymut po pustyni się nie udaje. Niestety samochody po kolei grzęzną w piachach Sahary. W oponach mieliśmy ciśnienie "autostradowe" czyli po 2,5 atm. Tu pustynia się zamieniła z kamienistej hamady w piaszczysty erg. Czyli taką pustynię jaką widujemy głównie na filmach o... pustyni. Czyli dużej piaskownicy.
Pierwszy raz poczułem, że dotychczasowe jazdy po piachu które miałem do tej pory próbować, to jednak coś całkowicie coś innego. Niby piach to piach. Ale ten piach był jakiś inny. Drobniejszy, bardziej grząski, bardziej wciągający. Na szczęście wydmy które nam stanęły na drodze były bardzo malutkie. Takie jak wydmy nad Bałtykiem. Przy odpowiednim dawaniu gazu można było przez nie przejechać, tyle że za jedną wydmą była następna i następna i następna. I tak około 10 km. Dlatego się wycofaliśmy do asfaltu. Na wysokości Erfoudu odbijamy znów na hamadę i tym razem jadąc na azymut jedziemy szeroką na 200-300 metrów tyralierą do przodu. Na pustyni nie ma drogi, są tylko ślady po wcześniejszych przejazdach samochodów. Redukuje do trójki i "idę ogniem" do przodu, wyprzedzam resztę kolumny i wrzucam czwórkę. Patrol idzie jak zły! Zostawiam kolumnę daleko z tyłu czy z boku. Znów banan na twarzy! Oczywiście moje wygłupy od razu powodują zdecydowany opór w postaci karcącego spojrzenia mojej osobistej małżonki ;-). " no i skończyło się rumakowanie!"
Zapada zmrok i już regularną kolumną jedziemy w kierunku naszego hotelu. Jeszcze po drodze wyciągam wyciągarką Marokańczyków którzy się zapędzili Mercedesem Vito 4x4. Trochę się musiałem namęczyć żeby ich na kawałek twardego podłoża wyciągnąć. Ale się udało.
Wreszcie wieczorem docieramy do Merzougi. Jest 31 grudnia godzina około 21. Zaraz sylwester...

 Piotr Machowski

 

c01.jpgc02.jpgc03.jpgc04.jpgc05.jpgc06.jpgc07.jpgc08.jpgc09.jpgc10.jpgc11.jpgc12.jpgc13.jpgc14.jpg