Maroko 2019 cz. 7
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 05, wrzesień 2019 18:48
- prezes
Wieczorem odbyła sie kolejna zwyczajowa impreza integracyjna co było powiązane z ciężkim porankiem
Z rana stawilismy sie na śniadaniu, zwyczajowym marokańskim śniadaniu. No niestety, ja jako biały Polak, Europejczyk niestety w tych śniadaniach nie gustuje. Słodkie bułki z marmoladom połączone z naleśnikowym ciastem i nutellą to nie dla mnie. I niestety odpaliłem na śniadanie puszkę mięsną wyciągniętą z Patrola. Wzrok właścicielki knajpki był bezcenny gdy ujrzała różowiutką świnkę na puszce [muzułmanie nie jedzą wieprzowiny].
Wczesnym porankiem wyruszylismy znów na pustynię. Niestety tym razem już na krótko. Pustynnymi ścieżkami pędzilismy w kierunku Ajt Bin Haddu -ufortyfikowanej wioski. Miejsce to jest znane jako plan filmowy chociażby z Gladiatora czy Gry o tron. Jest też wpisane jako zabytek UNESCO. U podnóża Ajt Bin Haddu jest rzeka, a właściwie rzeczka. Oczywiście nie omieszkałem sobie po niej pojeżdzić parokrotnie "żeby spłukać pył i piasek z podwozia" co powodowało nie małe zamieszanie wśród odwiedzających to miejsce turystów. Którzy to zamiast robić zdjęcia zabytkowi kierowali obiektywy swoich aparatów na fontanny wody wydostające się spod kół mojego Patrola.
Oczywiście nikt, absolutnie nikt nie reagował negatywnie na te wodne kąpiele
Dalsza droga dalej prowadziła pustynnymi ścieżkami w kierunku kolejnej atrakcji naszej włóczęgi. Wodospadów Uzud. Wczesnym popołudniem wyjechalismy na asfalt i ta nawierzchnia towarzyszyła nam przez najbliższe dni.
Już asfaltem wjechaliśmy na najwyższą dostępną asfaltową przełęcz Tichka. Wjechaliśmy na 2260 metrów. Niby żaden wyczyn, ale przez tą przełęcz prowadzi dość ważna droga którą odbywa się ruch ciężkich Tirów. I wyzwaniem była "walka " z nimi pod górę.
Wieczorem docieramy do Azilal, mieściny w której jest ponad stu metrowy wodospad Uzud. Całkiem fajne to miejsce, niestety okolica samych wodospadó wygląda jak Krupówki w sezonie. Setki straganów ze wszystkim. Troche to psuje krajobraz, ale trudno. Gen przedsiębiorczości Marokańczycy doskonale używają.
Po porannym oglądaniu wodospadu czekał nas kolejny "asfaltowy" dzień. Jazda marokańskimi drogami czasami przyprawia o dreszcz emocji. Ale trzeba go zaakceptować. Ja nie miałem z tym problemu na szczęście. Po południu zameldowaliśmy się w Marrakeszu na campingu. Całkiem fajnym, z możliwością wynajęcia "ogrzewanego" bungalowu. My wybraliśmy nasz skromny namiot dachowy. Będąc w tym mieście niie wypada nie udać się wieczorem na plac Dżami al-Fana. Taki wielki plac, targ jadłodajnię bardzo gwarną i pełną ludzi z wielu zakątków świata. Agnieszka z Jaśkiem w towarzystwie naszych znajomych pojechali taksówką na zwiedzanie. Ja zostałem z psiną w namiocie, gdyż zabieranie tam psa nie było by mądrym posunięciem.
W nocy temperatura znów spadła poniżej zera, więc "farelka" znów miała robotę
Pomysł z ogrzewaniem namiotu farelką całkiem dobrze zdawał egzamin. W środku panował komfort termiczny, do spania wystarczał tylko sam śpiwór. Gorzej było z wyjściem z namiotu, ale słońce szybko nagrzewało powietrze.
Po śniadaniu ruszyliśmy asfaltami na wschód w kierunku Atlantyku...
Piotr Machowski