slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Maroko 2019 cz. 9

2019 maroko cz9Al-Dżadidę z Casablanką łączy piękna równiutka autostrada. Nie bardzo zatłoczona, świetnie oznakowana płatna droga. Oczywiście z pełną infrastrukturą drogową w europejskim znaczeniu. Min z barami szybkiej obsługi, na jednym nawet zamawiamy prawdziwego hamburgera, takiego z krowy. Bardzo miła odmiana żywieniowa w porównaniu do ostatnich 10 dni
Przy okazji negocjujemy cenę biletów na prom którym następnego dnia rano mamy odpłynąć do Europy. Niestety cena nas nie zadowala, wg naszego przewodnika w porcie kupimy taniej. I tak pędzimy przed siebie na północ mijając wielkie plantacje korkowców [nie, nie tych pistoletów z lat '80 ]. Tylko drzew z kory których wycina się korki do wina.
Docieramy na przedmieścia Casablanki, trochę dziwne połączenie slumsów z nowymi lśniącymi osiedlami. I tak na przemian. slumsy biedoty i nowiutkie budynki mieszkalne, okazuje się ,że niestety nie dla każdego. Cena ich powoduje,ze duża ich część stoi niezamieszkana. Casablanka to duże miasto, a nasza kolumna kieruje się pięknym nad atlantyckim bulwarem pod meczet Hasana II. Drugi co do wielkości meczet na świecie i jednocześnie najwyższą budowlą Maroka. Budowla rzeczywiście robi wrażenie, jest po prostu ogromna, a blask marmurów którymi są wyłożone ściany jeszcze bardziej tę wielkość uwydatnia. Niestety, uzbrojeni w karabiny strażnicy pilnujący porządku nie wpuszczają mnie z psem nawet na ogromny plac przed meczetem. No cóż, c'est la vie. Grzecznie się oddalam i spaceruję pięknymi bulwarami w okolicy. Super piękne miejsce na relaks. A'propos naszej suki Shiry. Dziwne było to, że bardzo wiele osób przyglądało się mi z tym naszym pieskiem ze zdziwieniem, gdyż pies na smyczy w Maroku to widok nie codzienny. Do tego stopnia,że młode Marokanki prosiły o możliwość zrobienia sobie foty z naszą psiunią. Nie trzeba mieć Forda Mustanga, wystarczy ładny piesek i można panny rwać na pęczki
Wyjazd z Casablanki to doświadczenie którego chyba nigdy nie zapomnę. Marokańczycy w tym mieście traktują zasady ruchu drogowego w sposób bardzo nonszalancki. To że na skrzyżowaniu jest czerwone światło, wcale nie oznacza,że nie można na nie wjechać i zablokować ruchu. Co dziwne, każdy każdemu zajeżdża drogę, tarasuje przejazd, wymusza pierwszeństwo i oczywiście trąbi. Trąbi każdy, od piździka/motoroweru do autobusu i oczywiście nikt sobie z tego trąbienia nic nie robi. Gdyby ten styl jazdy zaszczepić w Polsce to co paręnaście metrów odbywały by się sparingi kierowców z urażoną dumą z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Marokańczycy do tego podchodzą na totalnym luzie i bez napinki. Dziwni jacyś ! Ten specyficzny, ciekawy i dynamiczny wyjazd z miasta trwał około półgodziny po czym trafiliśmy znów na uporządkowaną i przewidywalną autostradę.
Przy okazji odcinek autostrady prowadzi obok linii szybkiej marokańskiej kolei. Takie marokańskie TGV. Nawet mamy możliwość całkiem przypadkiem na mały wyścig.
Niestety, był to baaardzo krótki wyścig ze składem TGV Duplex, po prostu on pojechał, a ja swoim Patrolem też pojechałem. Tyle, że nie wiele dalej w tym samym czasie
Po drodze mijamy zjazd na stolicę Maroka Rabat. Trochę droga się dłuży a za oknem mijamy już typowo europejskie pejzaże. Zielone pola uprawne i plantacje cytrusów. Wieczorem docieramy do Tangeru. Wielkiego portu w cieśninie gibraltarskiej. Oczywiście po zostawieniu bagaży z hotelu wychodzimy na wieczorno-nocny spacer okolicznymi bulwarami. Wszędzie nowoczesność i rozmach, piękne świetlne iluminacje i nowoczesna marina. Na prawdę robi to na nas wielkie wrażenie.
Rankiem wyruszamy do portu na prom, okazuje się,że terminal jest odległy około 30 km od Tangeru. Ogromny nowoczesny terminal promowy wykuty w nadbrzeżnych skałach.
Prom który miał odpłynąć do Algeciras w Hiszpanii o 11.00 odpłynął o 14.00 I to pokazuje w jaki sposób podchodzą Marokańczycy do wcześniejszych ustaleń w kasie . A przy okazji okazało się,że cena biletów w porcie była wyższa niż u agentów na autostradzie.
Po mniej więcej godzinie rejsu naszym oczom ukazała się potężna skała Gibraltaru ! Fascynujący widok. Po dobiciu do portu odbyła się szybka kontrola celno-paszportowa i my jako obywatele Unii przejechaliśmy granicę w 15 minut.
Znów byliśmy w Unii Europejskiej. Fajnie jest być znów w Europie. Jeszcze tylko 3200 km i będziemy w domu.

Podsumowanie:
Czy Maroko jest fajne ?
- jest po prostu zajebiste, zdecydowanie południowo wschodnia pustynna część. Kamienista hamada i piaszczysty erg po prostu bajka dla wszystkich maniaków 4x4 !
Czy w Maroku jest tanio ?
- i tak i nie, bywa po prostu drogo i Arabowie wiedzą jak z turystów kasę wydrzeć, żywność, paliwo do przyjęcia, restauracje są raczej tanie.
Czy w Maroku jest bezpiecznie ?
- nie czułem się jakoś mocno zagrożony, na pewno znacznie bezpieczniej jest na pustkowiach niż w skupiskach miejskich, poza tym jest widoczna na każdym kroku mnogość patroli policyjnych
Czy w Maroku czułem się dobrze ?
- to jest inna kultura, inne zwyczaje oraz inne postrzeganie świata. Nie nie czułem się wśród Marokańczyków dobrze.
Czy kobiety mogą czuć się w Maroku komfortowo ?
- zdecydowanie nie, i nie ma tego co roztrząsać. Tak po prostu jest i jest to wybitnie męski świat.
Czy w Maroku jest smacznie
- w restauracjach zjesz bardzo smacznie, choć szaszłyka ze schabu nie uświadczysz
Czy bym do Maroka wrócił powtórnie ?
- na samą pustynię i na plaże Atlantyku zdecydowanie tak ! No niestety to jest nawet od promu daleko, mniej więcej 900 km.

Maroko mimo wszystkich tych za i przeciw jest warte odwiedzenie, cały czas mam na myśli ludzi zarażonych offroadem. Jest tam dla nas tysiące wspaniałych ścieżek pustynnych i górskich z tak inną specyfiką offroadu nie spotykaną w Europie [jeśli chodzi o jazdę po górach] i co najważniejsze. Nie widziałem nigdzie zakazu wjazdu czy innego szlabanu !
Może jednak jeszcze kiedyś się tam wybiorę.

Piotr Machowski